Lirael na swoim blogu zaproponowała fantastyczną zabawę :
Mój dzień w książkach.
Poczytajcie sobie zasady, a potem - opiszcie swój dzień :)
A oto moja wersja :
Zaczęłam dzień z
Marthą F.
W drodze do pracy zobaczyłam
Nos Edwarda Trencoma
i przeszłam obok
Cmentarza w Pradze
, żeby uniknąć
Nieświadonych błędów naszego życia
, ale oczywiście zatrzymałam się przy
Wielkim domu
. W biurze szef powiedział:
Czekaj na odpowiedź
i zlecił mi zbadanie
Skąd wieje wiatr.
W czasie obiadu z
Różą Sewastopola
zauważyłam
Abaddona
pod
Nieoswojoną ziemią
. Potem wróciłam do swojego biurka
W komnatach Wolf Hall
. Następnie, w drodze do domu, kupiłam
Lampę Aladyna
ponieważ mam
Wypalone cienie
Przygotowując się do snu, wzięłam
Niewinność zagubioną w deszczu
i uczyłam się
Pływać
, zanim powiedziałam dobranoc
Minotaurowi
.Ponieważ nie wszystkie przeczytane pozycje opisuję na blogu, niektóre pozwoliłam sobie zalinkować do Lubimy Czytać.
Zatem tak wygląda mój dzień w książkach :)
Zachęcam serdecznie do przyłączenia się do zabawy. Jestem niesamowicie ciekawa, jak taki dzień wygląda u Was :))
Bardzo Ci dziękuję za udział w zabawie. Twój tekst bardzo mi się podoba, połączenie lampy i cieni kapitalne! Mam nadzieję, że udało Ci się zbadać, skąd wieje wiatr. :)
OdpowiedzUsuńBardzo żałowałam, że nigdzie nie udało mi się wcisnąć "W komnatach Wolf Hall", Tobie to wyszło wyśmienicie. Bardzo subtelna i zmuszająca do refleksji opowieść!
:) nie bałaś się przechodząc koło cmentarza ? ;)
OdpowiedzUsuńLirael - to ja dziękuję Tobie a podsunięcie świetnego pomysłu. Może wyrwie mnie on z takiego marazmu i kompletnego braku motywacji ( pomysłów?, weny?) do pisania, w który popadłam ostatnio
OdpowiedzUsuń:)
Bibliofilko - w znakomitym towarzystwie Umberto Eco jako przewodnika nawet cmentarz nie jest dla mnie straszny :))
Rewelacyjnie sobie poradziłaś z tym wyzwaniem,aż miło przeczytać:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Isadora - dzięki ;)
OdpowiedzUsuńNajciekawsze są dla mnie wstawki dotyczące tego, co powiedział szef. Czekaj na odpowiedz- dobrze, że nie Bóg zapłać (jak u jednej z blogowiczek), zawsze pozostawia to jakąś nadzieję, że odpowiedz będzie, i że będzie ona pozytywna :)
OdpowiedzUsuńCo do zniechęcenia i braku weny- mam podobnie. Po ogromnym przeżyciu na koncercie życia wszystko wydaje mi się szaro-bure i nudne. Czytać mi się nie chce, pisać o przeczytanych książkach także, zaległości i takie i siakie rosną, a do tego dopadło mnie choróbsko.
Ale pocieszmy się, że może być tylko lepiej, wszak już tuż tuż najpiękniejsze święta w roku
Gosiu - :) w słowniku mojego szefa nie występuje pojęcie "Bóg", ale najważniejsze , że pojęcie "zapłać" jest mu znane :D
OdpowiedzUsuńZupełnie nie dziwię się, że po takich wspaniałych wrażeniach trudno jest przestawić się na codzienność - znam to uczucie doskonale. Ale co przeżyłaś, widziałaś/słyszałaś - to Twoje i masz teraz co wspominać na długi, długi czas.
Super ci to wyszło!:D byle było więcej takich zabaw:D
OdpowiedzUsuńMana - dzięki :D
OdpowiedzUsuń