niedziela, 17 kwietnia 2011

Nieoswojona ziemia - Jhumpa Lahiri










Jhumpa Lahiri jako motto swojej książki wykorzystała słowa Nathaniela Hawthorne'a
" Natura ludzka nie rozkwitnie, podobnie jak nie rozkwitnie ziemniak, jeżeli sadzi się go i przesadza zbyt długo, przez zbyt wiele pokoleń, w tej samej wyjałowionej glebie. Moje dzieci urodziły się gdzie indziej niż ja, jeżeli jednak będzie to ode mnie zależało, zapuszczą korzenie w tej właśnie nieoswojonej ziemi"...

 Książka "Nieoswojona ziemia" to zbiór kilku rozbudowanych opowiadań, właściwie opowieści o bengalskich  emigrantach, którzy swoją przyszłość związali z  kontynentem będącym magnesem dla wszystkich poszukujących lepszego życia i świetlanej przyszłości - z Ameryką. Siłą rzeczy, pokoleniu, które urodziło się już w tym kraju jest łatwiej. Ich rodzice musieli uczyć się innego życia, poznawać nowe obyczaje, wpasować się w krąg kulturowy całkowicie odmienny od znanego im dotychczas. Ich dzieci mają to wszystko "od urodzenia", są częścią tej nowej kultury, ale jednocześnie są niejako naznaczone swoim pochodzeniem i pomimo, że bardzo pragną asymilacji, nie zawsze im to  wychodzi - bardzo często są rozdarte wewnętrznie pomiędzy tym, jakie życie same chętnie by prowadziły, a tym, czego się od nich oczekuje, pomiędzy swoimi prawdziwymi odczuciami a właśnie tym pragnieniem bycia postrzeganym jako pełnoprawny członek społeczności nowej ojczyzny. Są oni właśnie tym pokoleniem, które ma zapuścić korzenie, oswoić, obłaskawić ciągle obcą dla nich ziemię. 

Myślę, że  Jhumpa Lahiri swoim życiorysem doskonale wpasowuje się w taką tematykę - sama jest Amerykanką hinduskiego pochodzenia i wszystkie te sprawy, które porusza w swoich opowiadaniach znane są jej od podszewki, doskonale wie o dylematach ludzi dwukulturowych, ich rozdarciu pomiędzy tym , co należy czynić, aby nie wyróżniać się od innych a tym, co niesie za sobą bagaż pochodzenia, który, pomimo, że chciałoby się zostawić gdzieś w tymczasowej przechowalni, zapomnieć o nim, wciąż ciąży i przypomina o sobie.

 W opowiadaniach zamieszczonych w książce "Nieoswojona ziemia" nie znajdziemy zbyt wielu bezpośrednich rozważań na tematy przedstawione przeze mnie powyżej - nakreśliłam tutaj jedynie kontekst, pochodzenie etniczne ludzi, o których pisze Jhumpa Lahiri. To wszystko w książce niby jest obecne, ale jakoś tak obok, w tej drugiej warstwie, bardziej możemy się tego domyślać, instynktownie wyczuwać, niż o tym przeczytać. Jej opowiadania traktują raczej o sprawach obyczajowych, o miłości, życiowych wyborach. Ale oczywiście wszystko uwarunkowane jest pochodzeniem bohaterów z określonego kręgu kulturowego, który ukształtował zarówno ich i ich rodziców.

 Muszę przyznać, że nie bardzo zgadzam się ze słowami zamieszczonymi na okładce -  "czytanie tej opowieści to jak zapadanie w hipnotyczny sen (...)" -  ja nic takiego nie odczułam, żadnej magii, hipnozy, dreszczu zaciekawienia... Powiem więcej, czytanie pewnych fragmentów raczej powoduje zapadanie w drzemkę i ziewanie ze znudzenia. Jakoś nie przemówiły do mnie te opowieści. Może to dlatego, że zawsze w książkach pisanych przez indyjskie pisarki oprócz fabuły poszukuję jeszcze tej trudnej do wyrażenia słowami ulotnej niezwykłości, uczuć, zapachów snujących się wraz z narracją. Rozpieściły mnie pisarki takie jak np Chitra Divakaruni czy Kiran Desai i jej "Brzemię rzeczy utraconych". Tutaj wszystko było takie przyziemne, język bardzo prosty, pozbawiony metafor. Nie zostałam porwana i urzeczona. Ale  rzeczą oczywistą jest, że każdy poszukuje w książkach innych doznań, zauważa inne błędy, zachwyca się czym innym. Myślę, że z pewnością znajdą się czytelnicy, którym taki styl się spodoba i dadzą książce szansę .  Dla mnie za mało było specyficznego klimatu a także większego nacisku położonego na problemy bohaterów rzuconych na nieoswojoną amerykańską ziemię - a o tym przecież z założenia miała być ta książka.


____________________

Jhumpa Lahiri

"Nieoswojona ziemia"


Wydawnictwo: Albatros

Liczba stron 408

____________________




____________________

9 komentarzy:

  1. Dzisiaj zacząłem pisać pierwsze opowiadanie do mojej książki. Przerzucam się na krótkie formy, za to d dużym ładunkiem emocjonalnym. A książka o której piszesz jest jak widzę warta przeczytania.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten "ładunek emocjonalny" brzmi dla mnie bardzo zachęcająco - zatem życzę powodzenia, weny twórczej i czekam z niecierpliwością na efekt końcowy :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo chętnie bym przeczytała tą książkę, a Twoja recenzja mnie zachęciła :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie miałam jeszcze okazji zapoznać się z twórczością którejkolwiek z indyjskich pisarek -jest to dla mnie bardzo odległy rejon literatury. Ostatnio otwieram się na coraz to nowsze czytelnicze wyzwania, więc może i kiedyś zawędruje w te klimaty 8)

    OdpowiedzUsuń
  5. Powiem szczerze, że na początku książka zapowiadała się ciekawie i jeszcze ta okładka! Jak dla mnie - świetna. Szkoda tylko, że czytanie pewnych fragmentów doprowadzało Cię do ziewania ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Mnie się ta książka bardzo podobała. Absolutnie nie działała na mnie usypiająco, te zwyczajne historie czytałam z napięciem, wywoływały we mnie sporo wzruszeń.

    OdpowiedzUsuń
  7. Och, och, ja UWIELBIAM Jhumpę Lahiri. Według mnie potrafi subtelnie jak mało kto oddać naturę poszukiwania tożsamości i zagubienia międzykulturowego. Mam z jej bohaterami oraz być może z nią samą wiele wspólnego.
    Może problem z językiem, który Cię nie urzekł, leży w tłumaczeniu? Ja wszystkie jej książki czytałam po angielsku i język jest znakomity, prosty, ale piękny.
    A zapachy i smaki, jakie można odczytać w książce, to, z całym szacunkiem, według mnie spłycanie kultury. Nam Le w jednym z opowiadań umieścił bohatera, który studiuje kreatywne pisanie i broni się jak może przed napisanem "powieści etnicznej", bo według niego sprowadza się ona w dużej mierze do opisywania egzotycznych potraw. I coś w tym jest, częsty zarzut, o jakim czytam wobec pisarzy z Azji czy Afryki to "za mało egzotyki". Według mnie to absurd.

    OdpowiedzUsuń
  8. ~Chihiro - być może część problemu leży w tłumaczeniu, ale po świetnym "Tłumaczu chorób" tej autorki, tutaj mi czegoś zabrakło. Nawet trudno jest wskazać, czego konkretnie - po prostu stawiałam może zbyt wysoką poprzeczkę ...
    A jeśli chodzi o "zapachy i smaki" i pisaniu o potrawach, to nigdzie nie stawiałam takiego zarzutu, że autorka nie pisze o gotowaniu ;) Zgadzam się z Tobą, że sprowadzanie powieści do poziomu tylko i wyłącznie "książki kucharskiej" to ogromne spłycanie kultury, etniczność to wiele różnych aspektów a pewnie pisarzom z egzotycznych, "naznaczonych" kulturowo krajów trudno sprostać wszystkim wymaganiom, stawianym przez czytelników.
    Pozdrawiam bardzo serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  9. Dobrze, że się zgadzamy w kwestii etniczności :) Szkoda, że nieczęsto się dzieje, by ten tłumacz przekładał książki tego samego autora. Nie wiem, jak w przypadku Lahiri, ale zauważyłam, że czasem różne książki tego samego autora przekładane są przez różnych tłumaczy, a myślę, że samym książkom dobrze by zrobiło, gdyby styl tłumacza spleciony był ze stylem autora, jest wtedy jakaś ciągłość. Bo w końcu od tłumacza także zależy odbiór książki.
    Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz jest dla mnie cenny i bardzo mile widziany, tak więc śmiało zapraszam do dzielenia się ze mną Waszymi myślami i odczuciami :)