poniedziałek, 28 lutego 2011

Kabulska opowieść






   Bardzo lubię takie przypadki, kiedy natrafiam w bibliotece na książkę o której jeszcze nie słyszałam, nic o niej nie wiem, nie mam z góry wyrobionego o niej zdania a autor jest taką samą tajemnicą jak treść . Tak czasami się zdarza, bardzo rzadko, a odkąd czytam Wasze blogi jeszcze rzadziej, niemniej jednak - tak czasem bywa. Lubię, kiedy niespodziewanie taka książka okazuje się  małą perełką. I właśnie to przytrafiło się tym razem - wyjęłam z półki niepozorną, małą, chudą książeczkę Amandy Sthers zatytułowaną "Chicken street".
   
   Chicken Street to główna ulica w Kabulu. Nikt nie wie, skąd akurat taka nazwa, bo nikt nigdy nie widział tam żadnego kurczaka, podobnie jak na Flower street nie spotka się ani "śladu płatka, łodyżki czy choćby marnego kaktusa"¹

A poza tym jest to głównie ulica targowa, pełna handlarzy, kolorów, zapachów, gwaru i tłoku.

 Na tej to ulicy mieszka Alfred, pisarz publiczny, który  posiada rzadką w tym mieście umiejętność pisania, a do tego jeszcze zna kilka języków, oraz Szymon - niegdyś bogaty mąż pięknej aktorki, dziś skromny szewc. Są oni połączeni  więzią wprost organiczną - to dwaj ostatni Żydzi w Kabulu. Prowadzą życie, jakie przystało na przedstawicieli ich narodowości - dbają 
o przestrzeganie wszystkich świąt,odmawiają rytualne modlitwy, chodzą nawet do synagogi, do której klucze ma Alfred, wspominają dawne czasy, kłócą się ze sobą z humorem tak charakterystycznym dla Semitów. Prowadzą taki przykładny tryb życia do pewnego dnia, kiedy na ich drodze stanie młodziutka Naema z prośbą o napisanie listu do pewnego Amerykanina....


  Książka Amandy Sthers ma niewielką objętość, to zaledwie 166 stron, ale autorce udało się zamieścić na nich historię dziejącą się na dwóch kontynentach, ludzkie losy  krzyżujące się ze sobą, splątane nicią zależności. Jest tu miłość, są  łzy i dramaty, tęsknoty za lepszym życiem i z tego życia rezygnacja. Poruszony jest problem Afganistanu po upadku rządów talibów i stopniowe wyzwalanie się społeczeństwa z okowów tej władzy, zwłaszcza powolne zmiany w mentalności kobiet, które wciąż jeszcze są ofiarami okrucieństwa, agresji, napiętnowania, niezrozumienia, bo " kobieta nie istnieje, jeśli nie ma koło niej mężczyzny"², ale powoli odzyskują człowieczeństwo, dostają coraz szersze uprawnienia, przestają być tylko przedmiotami.
Ja nie wiem, jak autorce się to udało, ale wszystko to naprawdę znajdziemy w jej powieści.
I chociaż właściwie od pierwszego zdania tej historii jesteśmy uświadomieni, jaki będzie jej finał, to absolutnie nie ujmuje nic ciekawości z jaką poznajemy ten świat ludzi żyjących w tym przeklętym, okaleczonym wojną mieście i kraju "pełnym problemów, przemilczeń i legend. Kraju ludzi twardych i gwałtownych (...) skazanym na śmierć, który jednak odżył i kiełkuje pod kamieniem"³.
Myślę, że te cytaty mówią same za siebie.
Z całego serca polecam...


¹ Amanda Sthers "Chicken Street", str.
² tamże, str. 92
³ tamże, str. 127

______________________

Autor: Amanda Sthers

Tytuł: Chicken Street

Wydawnictwo: Noir Sur Blanc

Moja ocena: 5/5


______________________

sobota, 26 lutego 2011

Miłość według Françoise Sagan


 Françoise Sagan jest niewątpliwie jedną z największych osobowości współczesnej literatury francuskiej. Stała się swoistą ikoną pokolenia w latach 50. i 60. Jean-Paul Guerlain unieśmiertelnił jej powieść „Chamade” tworząc perfumy o tej samej nazwie. Jej ekstrawaganckie życie, liczne romanse, ekscesy i zamiłowanie do hazardu były na ustach wszystkich. Mówiono o niej, że jej proza jest tak uporządkowana, jak bardzo jej życie osobiste nie jest. W swoim bogatym dorobku literackim ma ponad 40 powieści. Największy sukces odniosła swoim utworem „Witaj smutku”, który w roku 1958 stał się podstawą scenariusza filmowego.

Swoją drugą powieść „Pewien uśmiech” napisała w roku 1955 i także stała się ona sukcesem wydawniczym.

Autorka rozpoczyna swoją książkę od motta Rogera Vaillanda „Miłość to to, co dzieje się między dwojgiem ludzi, którzy się kochają”. Trudno chyba o bardziej banalne i oczywiste słowa, ale wydaje się, że autorka umieściła je tutaj trochę przewrotnie. Bo okazuje się, że w jej utworze miłość to raczej to, co nie dzieje się między dwojgiem ludzi…

Mamy tutaj historię Dominiki, dwudziestoletniej dziewczyny, która pewnego dnia spotyka na swojej drodze dojrzałego mężczyznę - Łukasza. I chociaż ona ma już kogoś, z kim jest związana a on ma żonę, zaczyna działać miedzy nimi pewna „chemia”, dziewczyna wie już , że „coś nieubłaganie nadciąga”. Dominika jest typową przedstawicielką francuskiego egzystencjalizmu w tamtych czasach – znudzoną, rozdrażnioną, troszeczkę cyniczną osobą, wiodącą życie bez głębszych wzruszeń i porywów. Dzięki Łukaszowi pranie dowiedzieć się, jak to jest zakochać się w dojrzałym mężczyźnie, bez braku specjalnego zaangażowania i wkładu zbędnych uczuć z obydwu stron, poczuć lekki dreszczyk emocji, pomimo, że zdrowy rozsądek podpowiada jej co innego. Mówi sobie „ Postaram się za bardzo do niego nie przywiązywać. Wiedziałam przecież, że to wiecznie nie będzie trwało.”¹ Natomiast Łukasz związek z Dominiką traktował bardziej na zasadzie podobieństwa upodobań i charakterów –„mieliśmy ten sam rytm kroków, to samo tempo życia, te same przyzwyczajenia”² - niż porywów miłosnych. Taki sobie związek, o letniej temperaturze uczuć, krótka przygoda bez jutra, takie życie „spokojne, nijakie właściwie. Nie jestem nieszczęśliwa. Jestem zadowolona. Nie jestem nawet szczęśliwa. Nie odczuwam nic; tylko, ze jest mi dobrze z tobą”³. I taki stan trwa, aż do czasu, kiedy to wybierają się razem do Cannes... Nastąpi rzecz nieunikniona i obudzi w dosyć letniej dotychczas bohaterce emocje, dotychczas skrzętnie tłumione, a może tylko nierozpoznane właściwie.

„Pewien uśmiech” jest niewątpliwie utworem odzwierciedlającym poglądy Françoise Sagan – przedstawicielki francuskiego egzystencjalizmu. Znajdziemy tutaj kilka błyskotliwych myśli i cytatów, nie tylko o miłości, wartych zapamiętania. Po przeczytaniu tej krótkiej książeczki czytelnikowi pewnie przyjdzie na myśl, że choćby nie wiem, jak cynicznie i wyrachowanie podchodzić do życia, przed uczuciami i tak nie uciekniemy. Warto zapoznać się z tą historia bliżej, wbrew przewrotności autorki, która stwierdza : „ Ale o co właściwie chodzi? Kobieta kochała mężczyznę. Banalna historia, nie ma z czego robić tragedii”³. Myślę, że to jednak nie jest historia banalna. Jeśli kobieta kocha mężczyznę, nie może być mowy o banale.

___________________________


¹ Françoise Sagan „Pewien uśmiech”, str. 54
² tamże, str.73
³ tamże, str. 127

____________________________

Recenzja napisana dla

____________________________

Maria Antonina. Podróż przez życie








    Maria Antonina od ponad dwóch stuleci dzieli  historyków – na swoich zwolenników i zagorzałych krytykantów.  Jej życie obrosło niezliczoną ilością legend, mitów, nieprawdziwych historii. Z jednej strony jest ceniona jako mecenaska sztuk pięknych, zwłaszcza opery i baletu, z drugiej ganiona za rozrzutność, próżność, zbytnią dumę i brak zainteresowania sprawami państwa.


    Jedno wiadomo z pewnością:  Maria Antonina była kobietą niezwykłą. Przeszła bardzo długą drogę od tego czasu, gdy jako czternastoletnia arcyksiężniczka została poślubiona dwa lata starszemu od niej Ludwikowi Augustowi – późniejszemu królowi Francji. Od bezgranicznej miłości, jaka darzył ją  francuski lud na początku do późniejszej skrajnej nienawiści.
  Dziś pojawiają się tezy, że wszystkie te niecne zachowania, jakie przypisywano jej – nimfomanię, lesbijskie związki, rozwiązłość, okrucieństwo– były wynikiem libelles - paszkwili, jak powiedzielibyśmy dzisiaj „prasy brukowej”, drukowanej przez jej przeciwników w Anglii, rozsyłanej po świecie i powielanej w wielu egzemplarzach zarówno za jej życia, jak i po śmierci. 


   Antonia Fraser w swojej książce podejmuje próbę oddemonizowania tej królowej. Myślę, że próbę udaną. Przedstawia nam Marię Antoninę jako ofiarę zarówno polityki, w którą została wciągnięta wbrew sobie i swojemu charakterowi, najpierw poprzez niezaspokojone ambicje swojej wiecznie niezadowolonej matki , austriackiej cesarzowej  Marii Teresy, potem brata, Józefa II mającego imperialne zapędy. Ukazuje nam królową jako tryb tej wielkiej maszyny, której działania nie pojmowała zbyt dobrze, i nie chciała pojmować, woląc zabawy i tańce od skomplikowanych roszad politycznych. Fraser zauważa także, że Maria Antonina stała między młotem a kowadłem - lojalna wobec swojej drugiej ojczyzny Francji, ale wierna także Austrii, bo nie na darmo w  jej żyłach płynęła przecież krew Habsburgów. Paradoksalnie - Austriacy uważali, że niedostatecznie mocno forsuje ich sprawy na dworze francuskim, natomiast Francuzi uważali ją za szpiega cesarstwa, mającego podszeptywać Ludwikowi XVI rozwiązania najlepsze dla austriackiego władcy.
   
   Książka jest również historią nieszczęśliwej kobiety, jaką w gruncie rzeczy była Marie Antoinette. Takie czasy – żadna kobieta, a już szczególnie królowa, nie mogła postępować tak, jak by tego sama chciała. Były ograniczone niezliczoną ilością przepisów, krępowane konwenansami, dworskimi intrygami itd… A jeśli jeszcze dodać do tego całą etykietę, jaka obowiązywała w Wersalu – może zakręcić się w głowie. Wspomnę tylko, że królowa była pozbawiona praktycznie jakiekolwiek intymności, prawie nigdy nie była sama, przez jej komnaty od świtu do zmierzchu przewijały się niezliczone tłumy, towarzysząc jej od porannej toalety do wieczornego układania się do snu. Nawet przy porodach w Wersalu obowiązywał wówczas zwyczaj asystowania licznej świty – od rodziny poprzez wszelakich marszałków i szambelanów, a tłum był tak wielki, że aby móc swobodnie oddychać otwierano okna.

    Maria Antonina z pewnością była i pozostanie nadal postacią kontrowersyjną. Nie sposób przejść obojętnie obok opisów uczt, jakie wydawała, strojów, jakie były szyte przez najlepsze krawcowe. Kwoty, jakie trwonił pałac królewski na swoje utrzymanie przyprawiają o dreszcze. Ale przecież taka była jej rola – Paryż, Wersal był ośrodkiem mody, to tutaj zjeżdżała się arystokracja całego świata, po to, aby poznawać najnowsze kroje ubrań, modne tańce, style  aktualnie obowiązujące w meblarstwie. Rzeczą naturalną jest, że królowa musiała być „ikoną mody” i zadawać szyku. A w tym Maria Antonina nie miała sobie równych – do dzisiaj najlepsze domy mody takie jak Chanel czy Valentino  projektując suknie inspirują się jej garderobą.










  Należy wspomnieć jeszcze o języku – książkę czyta się naprawdę jak powieść, mimo, że nie jest fabularyzowana. Styl opowieści jest płynny, bardzo ciekawy, co sprawia , że lektura jest bardzo przyjemna, nie nudzi  i nie męczy, jak to czasami bywa w przypadku  książek historycznych.
Polski edytor niestety nie ustrzegł się w kilku miejscach rażących literówek, co siłą rzeczy zawsze wpływa niekorzystnie, ale na szczęście błędów nie jest zbyt dużo i nie wpływają na komfort czytania.

  Królowa Francji Maria Antonina na stałe ma swoje miejsce w  historii. Czas zaczyna pokazywać, że w wielu przypadkach ta kobieta osądzana była niesprawiedliwie. Splot wielu wydarzeń sprawił, że jej życie potoczyło się w tak tragiczny sposób. Książka Antonii Fraser jest próbą przybliżenia współczesnemu czytelnikowi realiów życia w osiemnastowiecznym świecie i roli jednostki, jaką  miała do  spełnienia. Spór historyków o tę kontrowersyjną postać będzie trwał z pewnością jeszcze długi  czas. Jedno jest pewne – Maria Antonina była kobietą , od  której historia zażądała niezwykle wysokiej zapłaty, władczynią niejednoznaczną i kontrowersyjną. Po dziś dzień jej postać elektryzuje i fascynuje.    Niedawno  uznano ją wraz  z Napoleonem za "najbardziej znaną postać w całej historii Francji od Joanny d'Arc po Charlesa de Gaulle'a". Z taką osobą z pewnością warto zapoznać się bliżej.
                                                               
                                                                      *


  A jeśli ktoś ma ochotę na  wirtualny spacer po Wersalu, to może odbyć go  tutaj.
_______________________________

Tytuł:  " Maria Antonina. Podróż przez życie"

Autor: Antonia Fraser

Wydawnictwo: Wydawnictwo Książkowe "Twój Styl"

_______________________________
















poniedziałek, 21 lutego 2011

Kobiety z Indii



Indyjska pisarka Chitra Banerjee Divakaruni, obecnie na stałe mieszkająca w USA, jest jedną z tych kobiet jej narodowości, które mogą o sobie powiedzieć, że mają szczęście – są wolne, wykształcone, robią w życiu to, co kochają, nie krępują ich społeczne nakazy i zakazy. Dlatego mając taki komfort, mogą zrobić dużo dobrego dla tych swoich rodaczek, które tak dużo szczęścia nie miały. Dla tych kobiet z Indii, ale także z całej Południowej Azji, dla których wyzwolenie się z ram, w jakie zostały wtłoczone ciągle jeszcze stanowi problem praktycznie nie do rozwiązania. Które ciągle jeszcze otoczone są nicią przesądów, i od których wciąż otoczenie wymaga zbyt wiele niż są w stanie unieść,
Między innymi dlatego Divakaruni wraz z innymi kobietami jest współtwórczynią organizacji pod nazwą “Maitri” („Maitri” w sanskrycie oznacza „Przyjaźń”), która służy pomocą azjatyckim kobietom w najróżniejszych sprawach, a także zajmuje się problemami przemocy w rodzinie, co wciąż jest przecież jedną z głównych bolączek, zresztą nie tylko w krajach Azji. I dlatego też w hołdzie takim kobietom, swoim rodaczkom, Chitra pisze swoje powieści i opowiadania. Chcąc ukazać, przybliżyć nam ich problemy, ich świat, mentalność tak odmienną od europejskiej czy amerykańskiej, sprawy, z jakimi muszą borykać się codziennie.

„Nieświadome błędy naszego życia” to zbiór dziewięciu opowiadań. We wszystkich główną rolę grają kobiety, a większość z nich opowiada o indyjskich emigrantkach w Ameryce, o ich życiu, doświadczeniach, ale przede wszystkim dotyczą one różnych aspektów zetknięcia się dwóch tak krańcowo odmiennych od siebie kultur jak hinduska i amerykańska. Opowiadania te są poruszającymi historiami o niezrozumieniu, wyobcowaniu, samotności, poczuciu inności ( na przykład opowiadanie
„ Pani Dutta pisze list”), ale także o próbach przezwyciężenia siebie, wyparcia się swojego tła etnicznego, dostosowania się do otaczającej rzeczywistości, próbach bycia kimś innym.
Dla mnie kwintesencją całego zbioru jest ostatnie opowiadanie pod tytułem „Bengalskie nazwy gwiazd” – tutaj z kolei autorka pokazała, że bardzo trudno pozbyć się, zapomnieć o swoim bagażu, jaki wynosimy z dzieciństwa, o doświadczeniach związanych z naszym pochodzeniem. Choćby nie wiem jak zamerykanizowana była rodzina hinduska – jeśli powraca w strony ojczyste( choćby był to tylko pobyt wakacyjny) powracają wspomnienia, rzeczy, które na zawsze są zakodowane w pamięci, bo ”Zapachy dzieciństwa pozostają z tobą na całe życie”¹, a gwiazdy zawsze są tak samo piękne i świecą równie mocno, niezależnie, czy nazwiemy je po bengalsku, czy po angielsku.
Są to wreszcie historie o objawieniu, małym, niespodziewanym błysku, czasem wydarzeniu, które sprawia, że zaczynamy widzieć sprawy w inny sposób, jaśniej, wyraźniej, zaczynamy rozumieć swoje przeznaczenie po to, by móc pogodzić się z losem lub się zbuntować….

Język jakim posługuje się Chitra Banerjee Divakaruni w swoich utworach jest bardzo prosty. Nie znajdziemy tu żadnych perełek językowych, błyskotliwego słowotwórstwa. Opowieść pisana jest językiem potocznym, co nie oznacza, że pozbawionym wdzięku. Nie – jej opowieści płyną – zupełnie tak, jakby były opowiadane podczas pory monsunowej przy ciepłym ognisku. Podczas czytania naprawdę czujemy specyficzną atmosferę, a opisy przygotowywanych potraw sprawiają, że nabieramy ochoty na smakowite luchis, cynamon i kumin pachną tak intensywnie, a na myśl o chrupiących kuleczkach pani- puri cieknie ślinka.

Z pewnością wielka przepaść dzieli nasze postrzeganie świata, naszą, europejską czy amerykańską mentalność od tej, w jakiej wychowywane są kobiety w Indiach. Rzeczą pewną jest, że zetknięcie się tak odmiennych stylów musi wywołać szok kulturowy. We mnie opowieści Chitry Banerjee Divakaruni pozostawią wrażenie, jak w gruncie rzeczy odważne i silne są kobiety indyjskie. Dlatego, że wciąż, mimo przeciwności próbują walczyć, że chociażby podejmują próby bycia sobą…



¹ „Nieświadome błędy naszego życia”, str 216
_______________________________










Wydawnictwo: Zysk i S-ka

Data polskiej premiery: 2008-02-05

Autor: Chitra Banerjee Divakaruni

Tytuł: Nieświadome błędy naszego życia

Moja ocena: 5/5


______________________

niedziela, 20 lutego 2011

Wyzwanie czytelnicze z Francją w tle

Podjęłam moje pierwsze wyzwanie czytelnicze :)



Francuska Kawiarenka Literacka



Pomysłodawczynią tego uroczego lokaliku jest Femme .
Cieszę się, że będę mogła wstąpić tam i podzielić się z uczestnikami tym, co w duszy mojej gra. Będzie to zarazem świetna okazja do bliższego poobcowania z francuską literaturą, ciągle mam wrażenie, że w moim czytaniu jest jej tak mało. Teraz mam bardzo dobrą okazję, by to naprawić.

A jeśli ktoś ma ochotę się do nas przyłączyć - będzie bardzo mile widziany. Zapowiada się naprawdę bardzo ciekawie .





________________________________

sobota, 19 lutego 2011

Wieczny wędrowiec


Nazwisko Węgra Sándora Márai przewija się coraz częściej na różnych blogach . Myślę, że pisarz ten jest stopniowo odkrywany przez polskich czytelników . I to bardzo dobrze, bo jest warty uwagi. Cieszę się również, że wydawnictwo „Czytelnik”, między innymi w swojej wspaniałej serii „Nike”, ciągle prezentuje nam te pozycje, które nie były jeszcze publikowane w Polsce.

„Pokój na Itace” idealnie wpisuje się w zamysł serii. Bo oto mamy tutaj modelowe dzieło nawiązujące bardzo mocno do mitu o Odyseuszu, do tej cudownej historii pozostawionej dla świata przez niewidomego wędrowca, pieśniarza, piewcę wspaniałych greckich mitów, herosów, bogiń i półbogów - Homera. I najlepszym tutaj słowem będzie chyba określenie, że utwór Marai „nawiązuje” do tego eposu, jest niejako dopowiedzeniem, rozwinięciem wątków z Odysei a jednocześnie własnym spojrzeniem pisarza na problemy tam opisane.

Każdy doskonale zna historię Odyseusza -Ulissesa – tego wiecznego wędrowca, tułacza, podróżnika. Jego dzieje od wieków pobudzają wyobraźnię artystów różnych epok. Z powodzeniem mógłby stać się patronem wszystkich tych, którym natura nie pozwala usiedzieć w miejscu, którzy szukają szczęścia w dalekich podróżach. Ale także wszystkich, którzy tak naprawdę nie znają swojego miejsca w życiu, nie potrafią określić siebie, ciągle poszukują, od czegoś uciekają . Oto jak określa Odyseusza Penelopa – „Mój mąż cudownie umiał odchodzić z domu. I zawsze wspaniale umiał powrócić. Tylko jednego nie umiał: pozostać… Takiego daru nie posiadał.”¹


W „Pokoju na Itace” aż gęsto od nawiązań nie tylko do epopei o Odysie. Mamy tu prawdziwą, grecką ucztę – mnóstwo nawiązań do mitologii, legend, pieśni. Autor swobodnie porusza się w tych obszarach, czasami wyciąga własne wnioski, dopowiada historie, swobodnie interpretuje fakty. Podejmuje odwieczny dylemat - o relacje człowiek – bogowie. Próbuje odpowiedzieć na pytanie, czy w człowieku więcej pierwiastka boskiego, czy mimo wszystko na zawsze jest on ograniczony swoją przyziemną postacią.

Dzieło Sándora Márai powstało w roku 1952. Jak możemy dowiedzieć się z lektury życiorysu autora, przebywał on wtedy na emigracji. Uciekł z Węgier przed komunistyczną dyktaturą. Jak wiadomo, do ojczyzny już nigdy nie powrócił. I tutaj samo nasuwa się skojarzenie postaci Márai z Odyseuszem, mit nabiera wydźwięku ludzkiego, współczesnego - jak podobnie można interpretować tułaczkę starożytnego bohatera i emigracyjne losy pisarza. Mit wchodzi w życie, staje się rzeczywistością.

Sándor Márai i jego książki zawsze stawiają czytelnikowi wyzwanie. Wymagają skupienia, ciszy. Nie da czytać ich się w biegu. Wymuszają chwilę zadumy, refleksji. I to jest dla mnie takie cenne. Naprawdę warto propagować tego autora, poświęcić swój cenny czas temu pisarzowi, wielkiemu erudycie i indywidualiście.



¹ Sándor Márai "pokój na Itace", str 45

______________________

Wydawnictwo : Czytelnk

Seria: Nike

Data wydania: maj 2009

Moja ocena: 5/5


_______________________

środa, 16 lutego 2011

Tajemnicza wyprawa

W 2008 roku, podczas kręcenia pewnego dokumentu w niedostępnych górach Sierra Nevada, angielski dokumentalista Julian Cooke całkiem przypadkowo natrafia na coś,
o czym od pierwszej chwili wie, że może to odmienić bieg jego zawodowego życia, że znalazł temat, dzięki któremu wypłynąć może na szerokie medialne wody. Natrafia on na resztki starego, zmurszałego wozu, jakiego używano w XIX wieku do przewożenia dobytku. Może nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby Cook nie wiedział pewnej rzeczy – w tych okolicach ponad sto lat temu zaginęła pewna wyprawa, tzw. wyprawa Prestona. Przyjrzał się więc znalezisku lepiej – pod warstwą mchu, ziemi, zdrewniałych resztek roślin znalazł jeszcze coś – skrzynię, a w niej niezwykły pamiętnik Benjamina Lamberta, XIX- wiecznego wędrowca i podróżnika, który przypłynął do Ameryki ze starego kontynentu w poszukiwaniu przygody życia. Już pobieżna lektura pamiętnika wskazywała, że musiało wydarzyć się tutaj coś niezwykłego… Dla filmowca z krwi i kości, jakim był Cooke nie potrzeba było już nic więcej. Takiego tematu się nie marnuje.

Najważniejszą sprawą a zarazem osnową całej książki uczynił Scarrow historię właśnie pewnej wyprawy – grupa kilkunastu osób pod wodzą Prestona, charyzmatycznego przywódcy, guru, która postanawia wyruszyć w góry w poszukiwaniu terenów do zasiedlenia i zawiązania nowej wspólnoty. Do tej pory zarówno oni, jak i ich przywódca należeli do wspólnoty mormonów, jednak pewnego dnia Preston usłyszał głos Boga, który uczynił go swoim wybrańcem, i polecił założyć nowa wspólnotę, opartą na całkiem innych zasadach. To, co wydawało się słuszne Prestonowi, niekoniecznie musi takie być w rzeczywistości...
Oto wędrują wraz z przewodnikiem w poszukiwaniu miejsca na osiedlenie się, mają przed sobą nieprzebyte lasy, strome urwiska, przepaści i ścieżki, tymczasem zapada przedwczesna zima, która unieruchomi ich w jednym miejscu aż do wiosny…

Opowieść ta to jednak nie tylko historia grupki osadników – to przede wszystkim przestroga, do czego może doprowadzić fanatyzm religijny, uzurpowanie przez jednostkę prawa do sumienia innych ludzi. Do czego doprowadzić może postępowanie socjopatologicznego, ocierającego się o szaleństwo przywódcy w myśl słów – wprowadź pośród swoich ludzi silny strach, a uczynią dla ciebie wszystko. Ukazanie zagrożenia, jakie zawsze niesie za sobą zbytnie zradykalizowanie religii.

Podobać się także tutaj może stopniowe budowanie napięcia, kiedy ze strony na stronę robi się ciekawiej, a my z niecierpliwością przewracamy kartki książki. Także dwutorowy bieg akcji sprzyja urozmaiceniu, bo sprawy dzieją się zarówno współcześnie jak i w roku 1856.
Warto odnotować też sprawne posługiwanie się i mieszanie typami narracji – autor umiejętnie przeskakuje od narracji trzecioosobowej w części dziejącej się współcześnie do pierwszoosobowej w części historycznej.


Inspiracją do napisania tej powieści stała się dla autora pewna autentyczna wyprawa XIX - wiecznych osadników - tzw wyprawa Donnera. Jak sam mówi początkowo miał zamiar po prostu napisać zbeletryzowaną wersję tamtej historii, ale chyba jego zmysł i talent pisarski przeważył i oto mamy przed sobą ubarwioną, krwistą i soczystą wersję wydarzeń wg Alexa Scarrowa.

„Anioł śmierci” to powieść z gatunku thrillera, gdzie mimo zaskakującej w wielu punktach akcji wiemy już niemal od początku, że takie nagromadzenie złych emocji raczej nie doprowadzi do niczego dobrego. A może mimo wszystko jest jakaś nadzieja. Ale na to pytanie każdy z nas musi odpowiedzieć sobie sam…

____________________________

Tytuł : "Anioł śmierci"

Autor: Alex Scarrow

Wydawnictwo: G+J

Data polskiej premiery: 2010-06-02

Moja ocena: 4/5

_____________________________

sobota, 12 lutego 2011

Sun of Jamaica

W 1946 Errol Flynn przypadkowo przybył na Jamajkę – szkuner którym płynął uległ katastrofie podczas huraganu a on sam dryfował aż zobaczył ląd. Resztką sił dopłynął do brzegu a wydarzenie to zapoczątkowało jego wieloletnią miłość do tej przepięknej wyspy. Było to zdarzenie autentyczne, stało się inspiracją dla Margaret Cezair - Thompson i pobudziło jej wyobraźnię do stworzenia swojej opowieści.

Książka „Córka pirata” to taka mini-saga o losach dwóch kobiet – Idy oraz jej córki May połączonych postacią Flynna – sławnego aktora z lat czterdziestych, który odegra w ich życiu ważną rolę.
Dla mnie największym plusem książki było umieszczenie jej akcji na Jamajce – autorka pochodzi właśnie z tej wyspy i chociaż obecnie osiadła w Stanach Zjednoczonych, to na kartach powieści po prostu czuje się jej ogromną miłość do swojego kraju, a zwłaszcza do jego wspaniałej przyrody . Jak mówi słowami jednej
z bohaterek : „ Zawsze byłam do szaleństwa zakochana w ziemi, na której się urodziłam – w ziemi, nie narodzie albo państwie, to nie jest patriotyzm; to takie ziemiolubstwo, będące jednocześnie namiętnością i rodzajem ucieczki. Kiedy byłam mała wstawałam zwykle wcześniej od innych, żeby mieć widok tylko dla siebie i żeby nikt nie stał miedzy mną i porannym powietrzem”¹…

Jamajka to kraj, gdzie krzyżują się drogi białych i czarnych, ubodzy żyją obok bogatych, czary wiedźm 'obeah' mieszają się z nowoczesnością . To kraj pełen kontrastów – gdzie piękno krajobrazu bywa zakłócone przez nędzne chatki i dachy z blachy falistej. To kraj pokoju, miłości , ojczyzna reggae, ska i rastafarian, a jednocześnie kraj w którym w latach siedemdziesiątych podczas uzyskiwania przez wyspę niepodległości dochodziło do krwawych zamieszek a na ulicach pojawiło się kubańskie wojsko. To wszystko znajdziemy na kartach tej książki. To ciekawa powieść, pisana barwnym językiem, z powiewem bryzy znad Morza Karaibskiego, zapachu mango i pięknych krzewów amarylisu rosnących tutaj bujnie. To taki promyk słońca w ten zimowy czas.

_____________________

¹ Margaret Cezair – Thompson „ Córka pirata ”, str. 369

_____________________

Autor: Margaret Cezair-Thompson

Wydawnictwo: Świat Książki

Data polskiej premiery: 2010

Moja ocena : 4/5


____________________________

A na koniec dla poprawy nastroju – rodowity Jamajczyk – Bob Marley :)



_________________________

środa, 9 lutego 2011

Sekret z przeszłości



„ Ja, jedynak, przez długi czas miałem brata”¹.
Takim wyznaniem zaczyna się historia, która stała się wielkim sukcesem wydawniczym we Francji i została laureatką wielu nagród. A stworzył ją francuski psychoanalityk, który postanowił zostać pisarzem - Philippe Grimbert.

Na kartach swojej skromnej, bo liczącej 197 stron powieści opowiedział nam historię chłopca imieniem Philipp. Dorasta on w kochającej się rodzinie, w pięknej dzielnicy w powojennym Paryżu. Jego rodzice są wspaniali, wysportowani, dla Philippa są chodzącymi ideałami. Z pozoru rodzinna sielanka. Jest tylko jedna rzecz – Philipp wie, że w pewien, choć niezawiniony przez siebie sposób, zawiódł oczekiwania w nim pokładane - jest chłopcem chorowitym, chudziutkim, takim chucherkiem, z którym nie liczy się nikt w szkole ani na boisku. Chociaż rodzice nie dają mu tego w żaden sposób odczuć, on jednak czasami dostrzega ten ledwo uchwytny błysk rozczarowania w oczach ojca. Tworzy więc sobie w wyobraźni starszego brata, który jest taki, jakim chciałby widzieć go ojciec chłopca – silny, wysportowany, odważny. Ideał. Philipp nie wie, że pewnego dnia pozna tajemnicę, skrzętnie ukrywaną, że potwierdzą się pewne rzeczy, które zawsze wyczuwał swoim siódmym zmysłem, że zostanie mu opowiedziana prawdziwa historia jego rodziny, coś, co wydarzyło się podczas wojny, a co odcisnęło piętno na życiu wszystkich –
„ Nazajutrz po ukończeniu piętnastu lat dowiedziałem się wreszcie tego, o czym wiedziałem zawsze”.²

Grimbert podejmuje w swojej powieści wiele ważnych tematów – o tożsamość, zarówno jednostki jak i przynależność narodową, o wypieraniu się za wszelką cenę własnego pochodzenia, korzeni, nawet wtedy, gdy żadne niebezpieczeństwo już nie grozi a nad głową dawno przestały powiewać czerwone sztandary z czarnym znakiem pośrodku… Ale czy można wymazać to, do czego należymy/ czy da się wymazać z pamięci przeszłe wydarzenia , a zwykła zmiana nazwiska spowoduje, że staniemy się kimś innym, zetrze z bohaterów ich pochodzenie, które tak bardzo chcą zataić? Jak pisze sam autor : „Stale pytano mnie o pochodzenie nazwiska Grimbert, jego pisownia niepokoiła, węszono „n” ukryte pod „m”, wyczuwano „g”, choć „t” miało zatrzeć pamięć o nim.”³

Uwagę zwraca język, jakim posługuje się w swej narracji Grimbert – oszczędność słów, pewien dystans, czasami szorstkość – to nie jest narracja rozbudowana. Jest to jednocześnie język pełen aluzji, nic nie jest nazwane wprost, szczególnie w początkowej fazie powieści, kiedy my również możemy się tylko domyślać pewnych faktów, w wielu miejscach czytelnik musi polegać na swojej wiedzy, chociażby o holokauście, aby w pełni zrozumieć przekaz autora. Od samego początku autor daje nam zakamuflowane wskazówki, dzięki którym odkrywamy, składamy wszystko w całość. Rozdziały są krótkie, to takie prawdziwe miniatury w których możemy rozkoszować się naprawdę dobrym pisarstwem.


Jak napisałam na początku, książka jest skromna objętościowo, ale bogata w treści. Na 197 stronach autorowi udało się zmieścić tragiczną historię pewnej rodziny, wszystkie jej obawy, namiętności, lęki. To hołd złożony ofiarom holokaustu, pomnik i epitafium przede wszystkim dla dzieci, które, tak pełne życia rozpłynęły się nagle w szarej mgle historii, podczas tych strasznych wojennych dni. To naprawdę piękna książka, z pewnością nikogo nie pozostawi obojętnym.



¹ Philippe Grimbert „ Tajemnica”, str.1
² tamże, str.75
³ tamże, str. 15


Wydawnictwo: Nasza Księgarnia

Data polskiej premiery: 2010-04-14

Język oryginału: francuski

Tytuł oryginału: Un Secret

Moja ocena: 5/5


________________________________

Warto też dodać, że na podstawie książki powstał film pod tym samym tytułem,
z przepiękną muzyką Zbigniewa Preisnera.





________________________________

niedziela, 6 lutego 2011

Wyniki losowania

A więc zgodnie z obietnicą dzisiaj losowanie.


Według maszyny do losowania, zgodnie z ilością komentarzy zwycięzcą jest komentarz numer ..... 12



Zwycięzcy, a właściwie zwyciężczyni :) gratuluję, wszystkim dziękuję za udział, żałuję, że nie mogę nagrodzić wszystkich i zapraszam do odwiedzania mojego bloga, być może wkrótce odbędzie się kolejne losowanie równie atrakcyjnej pozycji książkowej :)
(Zwyciężczyni, czyli 1magdasz wysyłam maila celem dalszego kontaktu ze mną).
_______________________________________________

piątek, 4 lutego 2011

Krymska opowieść


„Róża Sewastopola„ należy do książek, obok których nie sposób przejść obojętnie – wzrok przyciąga już chociażby sama okładka – przepiękny, romantyczny portret tajemniczej damy piszącej list. W rogach stylizowane ornamenty przywodzące na myśl dawne, XIX - wieczne obwoluty , kiedy wydawcy nie nastawiali się jeszcze na ilość a na jakość wydawanych pozycji. Treść powieści na szczęście dorównuje pięknem okładce, co nie zawsze idzie ze sobą w parze.

Powieść Katharine McMahon należy do gatunku ulubionego zwłaszcza przez panie – jest ona bowiem romansem historycznym. I nie należy zrażać się tutaj słowem „romans”, gdyż ze zwyczajowym znaczeniem tego słowa, które kojarzyć się może z romansami wydawanymi przez Harlequin ta książka ma niewiele wspólnego.
Całą historię widzimy oczyma Marielli – młodej damy, typowej przedstawicielki wiktoriańskiej klasy średniej z aspiracjami do awansu społecznego. Jest ona panną o nienagannych manierach, doskonałym guście, pięknie szyje, niezrównanie haftuje – jest poukładana, stateczna, pruderyjna i zawsze ubrana starannie i zgodnie z modą. Najlepiej scharakteryzował ją pewien bohater książki, mówiąc, że jest specjalistką – specjalizuje się w byciu Mariellą. I ta osóbka wiodąc tak przykładny żywot spodziewać się nie mogła, że oto pewnego dnia znajdzie się w samym środku wojennej zawieruchy – los rzuci ją na Krym podczas toczących się tam walk w czasie wojny pomiędzy Imperium Rosyjskim a sprzymierzonymi wojskami Turcji, Francji i Wielkiej Brytanii... Znajdzie się tam z powodu swojej przyrodniej siostry Rosy, z którą w dzieciństwie połączyła ją niezwykła więź. I to właśnie Rosa jest drugą, bardzo ważną bohaterką tej powieści. Te dwie dziewczyny są tak od siebie różne jak to tylko możliwe – Rosa to przeciwieństwo Marielli – spontaniczna, żywiołowa, odważna, nie dbająca o konwenanse. Ma swój cel - jej życiowym powołaniem jest pomagać biednym, chce zostać pierwszą kobietą – lekarzem, a póki co – udaje się na Krym w charakterze pielęgniarki, aby tam zbawiać świat i leczyć chore ciała i dusze dzielnych żołnierzy. I ślad po niej się urywa…

Powieść Katharine McMahon podejmuje wiele tematów – o poświęceniu, o szukaniu swojego miejsca w życiu, o stopniowym poznawaniu drugiego człowieka, o którym czasami wydaje nam się, że wiemy już wszystko. Oczywiście jest tu także obecna miłość w świecie opętanym wojną, gdzie z pozoru nie ma miejsca na uczucia.
Autorka wspaniale sportretowała w swojej powieści środowisko zarówno drobnych właścicieli ziemskich i przemysłowców w jakim dorastały obie dziewczyny, świat pielęgniarek słynnej Florence Nightingale oraz okrutną, brutalną rzeczywistość ówczesnych szpitali polowych i heroiczną walkę personelu medycznego o godne warunki dla rannych żołnierzy.
Bardzo interesujący są także dobrze napisani przez autorkę bohaterowie, cała psychologiczna konstrukcja postaci, zwłaszcza Marielli, jej stopniowe przemiany, dochodzenie do pewnych wniosków i wyciąganie z nich konsekwencji w postępowaniu.
Jeszcze jedną rzeczą godną odnotowania są wspaniałe, bardzo sugestywne opisy Krymu, jego cudownej przyrody i niezapomnianych widoków, które muszą zachwycać każdego – aż pragnie się zobaczyć to wszystko na własne oczy, wspiąć się na Czatyrdah i spojrzeć na bezkresne Morze Czarne, na port Sewastopol, zajrzeć do jednej z licznych jaskiń - po prostu wyruszyć śladami bohaterów.

Czasami każdy ma chęć porzucić teraźniejszość, przenieść się w inny świat, tak odmienny od czasów nam współczesnych. I chociaż nie jest to świat cukierkowy i lukrowany, bo słychać w nim wystrzały artylerii a niebo co jakiś czas rozświetla błysk wybuchów bomb – to zapewniam, że warto się w niego zanurzyć, a odpłaci nam czymś, co może jest ulotne i trudne do zdefiniowania, a czego na próżno szukać w dzisiejszych czasach, gdzie już tak mało romantycznych bohaterów.

Wydawca: Wydawnictwo Insignis

Data polskiej premiery: 2009-05-20

Język oryginału: angielski

Tytuł oryginału: The Rose of Sebastopol

Moja ocena: 5 /5



A Krym jest przepiękny i jednym z moich marzeń jest znaleźć się tam pewnego dnia
osobiście










________________________________

środa, 2 lutego 2011

No to czas na mały prezent :)

Jako że postanowiłam mojego,wciąż jeszcze bardzo skromnego bloga, wprowadzić "między ludzi", postanowiłam przygotować mały prezencik - do rozlosowania mam książkę Piotra Kraśki "Świat według reportera - Alaska". Jest to jeszcze cieplutka nowość, została wydana kilka dni temu. Książka z bardzo ładną szatą graficzną, dużo zdjęć, mimo niewielkich rozmiarów, z pewnością ucieszy wielbicieli książek reporterskich czy podróżniczych.
Co zrobić żeby stać się jej właścicielem ? To co zwykle w takich przypadkach
-w komentarzach wpisać magiczne słówko - Zgłaszam się.
Zgłoszenia przyjmuję do niedzieli do godziny 19. Potem wylosuję jedną osobę, która otrzyma ode mnie książkę.
Zapraszam i zachęcam do częstych odwiedzin u mnie, miło będzie Was tutaj gościć :)


Iain Pears "Którędy droga?"


„Którędy droga” jest przede wszystkim kryminałem historycznym, osadzonym w Anglii w roku 1663,wkrótce po śmierci Cromwella i powrocie na tron Karola II Stuarta, czyli w czasach restauracji monarchii brytyjskiej. Napisałam „przede wszystkim kryminałem ”, bo powieść ta zawiera w sobie także ogromną dawkę informacji z przeróżnych dziedzin - w pewnym momencie staje się traktatem filozoficznym, by przejść w rozważania na tematy medyczne, następnie gładko przesuwamy się po sprawach związanych z wielką polityką a wszystko to przenika duch religii, która wpływa i odciska ślad zarówno na medycynie, filozofii, nauce jak i polityce.

Książka podzielona jest na cztery części, w których cztery różne osoby opowiadają o jednym wydarzeniu ze swojego punktu widzenia. Tym wydarzeniem, podstawą do zawiązania całej akcji i intrygi staje się zabójstwo znanego oksfordzkiego profesora. I jak to w takich wypadkach bywa – każdy ma swoja prawdę, każdy inaczej widzi rozgrywające się wydarzenia, każdy wnosi coś innego do opowieści - bo przecież nie ma jedynie słusznej prawdy, medal zawsze ma dwie strony a życie( a przede wszystkim polska polityka) uczy, że gdzie cztery osoby tam pięć wersji i interpretacji, ale tylko jedna osoba odkryje przed Czytelnikami całą prawdę i sprawi, że wszystko ułoży się w logiczną całość.

W powieści Pearsa spodobał mi się przede wszystkim wspaniale nakreślony obraz życia akademickiego w ówczesnym Oksfordzie – doskonale sportretowane postaci profesorów, ich dyskusje, jakie ze sobą prowadzili, także swoisty mikrokosmos, jaki tworzyła ta społeczność – zamknięte, elitarne kręgi, z pozoru skostniałe i bogobojne, jednakże za drzwiami których aż huczało od plotek, intryg i złośliwości

To prawdziwe dzieło,wymagające bardzo dużo wagi, skupienia, liczące sobie ponad siedemset stron, dlatego jestem pewna, że wielbiciele dobrej powieści , z mnóstwem faktów, dygresji, dyskusji ,postaci historycznych będą zachwyceni. Ja od siebie, tak całkiem na marginesie i malutkimi literami dodam, że przy stronie 500 miałam ochotę wywiesić białą flagę, ogłosić kapitulację, podnieść ręce do góry, ale nie zrezygnowałam, dotrwałam do końca i myślę, że było warto. Jestem z siebie dumna !


Wydawnictwo : Zysk i S-ka

Data polskiej premiery: 2010-01-26

Język oryginału: angielski

Tytuł oryginału: An Instance of the Fingerpost

Moja ocena: 4/5