niedziela, 27 marca 2011

Metaforyczny sad






  


 Wiesław Myśliwski już bardzo dawno temu zdobył grono wiernych czytelników. Swoim niepowtarzalnym stylem zjednał sobie serca wszystkich tych, którzy w książkach poszukują czegoś więcej niż tylko paruset stron zadrukowanych banałami. W tym roku wydawnictwo "Znak" wznowiło, w przepięknej oprawie, debiutancką powieść tego autora zatytułowaną "Nagi sad".


Powieść ta jest hołdem syna złożonym ojcu. I to hołdem najpiękniejszym, bo ze słów utkanym...

  Główny bohater, sam będący już w podeszłym wieku, wraca pamięcią do czasów minionych, wspomina chwile z przeszłości. Te, które najbardziej utkwiły mu w pamięci. Kilka zdarzeń, historii będących  odzwierciedleniem jego kontaktów ze swoim ojcem. Tych chwil, tak przecież ulotnych, a pozostawiających swój niezatarty ślad na długie lata. Czasami niezrozumiałych, czasem śmiesznych dla młodego człowieka zachowań, których sens i zrozumienie przychodzi wraz z wiekiem...
Ale tak naprawdę to z duszą na ramieniu odwiedzam tamte lata, jak w nie swoje progi wchodzę, nieproszonym gościem się czuję, natrętem. Dręczy mnie obawa, że przychodzę tylko zakłócić ten czas miniony swoją starością, której nie da się już ukryć.[ cyt. str.34]
Wszystkie te wspomnienia składają się na piękną historię o wzajemnych relacjach, szukaniu siebie, odnajdywaniu w najprostszych gestach, bez zbędnych słów...

  "Nagi sad" został wydany po raz pierwszy w 1968 roku. Jest debiutem literackim Wiesława Myśliwskiego i to debiutem dojrzałym. Z kart powieści wyłania nam się ukształtowany prozaik, posiadający już swój własny, niepowtarzalny styl, sprawiający, że zwykłe z pozoru prawdy, codzienne sprawy zostają ubrane w język pełen znaczeń. To powoduje, że nabierają one wymiaru czegoś niezwykłego, a prozaiczne czynności zostają wyniesione do rangi misterium.
Język, jakim posługuje się Wiesław Myśliwski jest pełen metafor, znaczeń, pięknych poetyckich porównań. Wydaje się, że z taką łatwością przenosi zwykłe, znojne wiejskie życie w inne wymiary, nadaje mu sens. Ale przecież z pewnością wymaga to od autora trudu i doskonałego warsztatu.
Uwagę przyciąga zwłaszcza pierwszoosobowa narracja, będąca monologiem głównego bohatera, która jest tak charakterystycznym znakiem rozpoznawczym późniejszych powieści tego autora.

  "Nagi sad" jest po prostu piękną prozą, oszczędną w opisach, a jednocześnie tak bogatą w znaczenia. Bo według słów samego autora :
"Aby tak słowa się dało ominąć, bo słowa najwięcej myślom wadzą i na pewno łatwiej jest żyć niż spisywać to życie" [cyt. str. 78]
 __________________

Wiesław Myśliwski
"Nagi sad"
 Data wydania: marzec 2011

piątek, 25 marca 2011

Złote żniwa







  Od kilu tygodni książka Jana Tomasza Grossa i Ireny Grudzińskiej - Gross sprawia, że polemikom i sporom nie ma końca, a temperatura dyskusji zdaje się coraz bardziej wzrastać. Co takiego jest w tym eseju, że wywołuje tyle emocji, zarówno wśród historyków jak i laików, ludzi interesujących się II wojną światową a w szczególności problemem eksterminacji Żydów?

  Tematem przewodnim "Złotych żniw" jest bardzo ważny, aczkolwiek ogromnie bolesny dla Polaków problem bogacenia się ludzi w czasie wojny jak i w latach powojennych kosztem obywateli pochodzenia żydowskiego, a także to, że z rąk Polaków zginęło kilka tysięcy osób wyznania mojżeszowego , a liczba ta, z uwagi na brak prowadzenia takich okrutnych statystyk może być większa.

Przyczynkiem do napisania książki stała się słynna już dzisiaj fotografia opublikowana w "Gazecie Wyborczej" w 2008 roku, a przedstawiająca rzekomych „kopaczy”, czyli ludzi mających rozkopywać tereny byłego obozu w Treblince w poszukiwaniu resztek złota bądź innych dóbr materialnych pozostałych po zamordowanych tam Żydach, chociaż interpretacja samej fotografii nie jest jednoznaczna, jak przyznaje nawet sam autor, równie dobrze mogą to być ekipy prowadzące prace porządkowe na terenie byłego obozu zagłady. Jednak datowanie tej fotografii ( druga połowa lat czterdziestych) pozwala przychylać się do tej pierwszej opcji.

 Autorzy w swojej książce zarysowują i próbują naświetlić problem zarówno "przejmowania" własności żydowskiej
"Zdobywanie pozycji społecznej i dobrobytu własnym wysiłkiem jest męczące i czasochłonne. Znacznie łatwiej zgromadzone już przez innych dobra po prostu odebrać - najlepiej w majestacie prawa, które na to zezwala" [cyt. str. 37]
eksploracji terenów byłych obozów zagłady ( zwłaszcza Treblinki i Bełżca) przez okoliczną ludność w celu poszukiwania dóbr materialnych. (Tereny te nazywano ""polskim Eldorado" [ cyt. str. 61]
mordowaniu Żydów przez chłopów, zwłaszcza na Kielecczyźnie
a także ogromny problem tzw "szmalcowników" - szantażowanie Żydów denuncjacją, jeśli ci nie uiszczą odpowiedniej sumy.

  Grossowie podejmują się w swojej książce rzeczy naprawdę bardzo trudnej – wkraczają na obszar tematów objętych swego rodzaju historycznym tabu, przez dziesięciolecia przemilczanych, no bo jak przyznawać się do tak wstydliwej i hańbiącej historii. Łatwiej trwać uparcie i utwierdzać kolejne pokolenia w etosie Polaka – bohatera, który własna piersią zasłoni Żyda przed niemiecką kulą. Oczywiście, tacy ludzie także byli, wiele tysięcy ryzykowało swoim życiem po to, by uratować inne życie a w kontekście tej książki o ileż bardziej wymowne staje się ich bohaterstwo. Nie mniej jednak liczne denuncjacje, szantaże, wyłudzanie pieniędzy było okupacyjną rzeczywistością, a to, co działo się w tzw trzeciej fazie holokaustu, kiedy nieliczni pozostali przy życiu Żydzi ukrywali się a ich los zależał od innych jest niestety okrutną prawdą i są na to dowody historyczne i zeznania świadków tamtych dni.

   "Złote żniwa" są esejem historycznym. Autorzy korzystali w nim z badań i źródeł ogólnodostępnych, nie znajdziemy zatem tutaj autorskich ustaleń, co sprawia wrażenie małej odkrywczości głoszonych tez. 
 Książka pisana jest przystępnym językiem, o płynnej narracji, bez naukowych terminów i górnolotnych stwierdzeń.  Bardzo łatwo i szybko się ją czyta. Wydaje się, że taki  właśnie był zamysł autorów - przybliżyć problematykę ludziom bliżej nie zaznajomionym z tematyką żydowskiej gehenny na ziemiach polskich, historycy nie znajdą tutaj wielu spraw, o których wcześniej by nie wiedzieli.

   "Złote żniwa" z pewnością jeszcze długi czas będą wywoływać kontrowersje, spory i niesnaski. Grossowie postawili wiele zarzutów, dali do myślenia wszystkim nam, także ludziom urodzonym dziesiątki lat po wojnie.  Prawda jest bardzo gorzka i okrutna, ale mimo wszystko jest to prawda historyczna, potwierdzona  i niepodważalna i warto ją ogłaszać, chociażby po to, aby historia miała coraz mniej białych, niewyjaśnionych plam. Nie zmienia to jednak faktu, że jest to jakiś wycinek okupacyjnej historii, mała cząstka, jedna strona medalu i w ten sposób należy odczytywać esej Grossów.  
 Naprawdę warto sięgnąć po tę pozycję, chociażby nawet z tego względu, aby nie pozostać nieświadomym, co działo się podczas tych potwornych lat wojennych i aby móc wyrobić sobie swoje zdanie na tematy w niej poruszane. To z  pewnością książka, wobec której nikt nie pozostanie obojętnym.

                                   


                                        Fotografia z "Gazety Wyborczej"
                                będąca jedną z  przyczyn do napisania książki
                                                 źródło: Wikimedia


____________________

Jan Tomasz Gross
Irena Grudzińska - Gross (współp.)
"Złote żniwa"
Data wydania : marzec 2011



________________

czwartek, 24 marca 2011

Zwykły - niezwykły świat






   Małe miasteczko, oddalone od zgiełku, gdzie czas płynie leniwie a ludzie marzą o lepszym życiu – ile razy temat taki przewijał się przez karty rozmaitych powieści... Ale „Tu, gdzie spadł grad większy od jabłka” oferuje czytelnikowi coś więcej, niż rozważania nad małomiasteczkowymi brakami i niedostatkami. To w gruncie rzeczy opowieść o każdym z nas, bo wszyscy zawsze o czymś marzymy, do czegoś dążymy, chcemy kochać i być kochani, i nie ma znaczenia, czy jesteśmy z wielotysięcznej metropolii czy cichej mieściny.


  Krystyna Habrat w swojej wielowątkowej opowieści zabiera nas w senny świat bliżej nieokreślonego miasteczka, jakich w Polsce mnóstwo. Opowiada nam historie z życia wzięte,kreśli sylwetki i portrety bohaterów, których ta książka ma wielu, a ich losy splatają się ze sobą, łączą - jak w typowej małej mieścinie, w której przecież wszyscy wszystkich znają. Jest miedzy nimi księgarz Derbisz, który ludzi widzi jako spacerujące książki i jest przekonany, że życie każdego człowieka, choćby było nawet najmniej ekscytujące, to powieść; jest Rafał, architekt, który przyjechał tutaj z dużego miasta, a który ciągle gdzieś gna, ucieka przed pustką, boi się do kogoś przywiązać na stałe,  z prozaicznego powodu -  lęka się straty; jest Witek, malarz, artysta, fantasta z pozytywistycznymi ideami, troszeczkę pogardzany przez innych, za to, że nie odniósł spektakularnego sukcesu; Celina, pracująca w dworcowej świetlicy i marząca o lepszym życiu, niepotrafiąca dostosować się do wszechobecnej zwykłości;  małżeństwo Zosi i Włodka odkładające każdy grosz na wymarzoną wycieczkę do Paryża  i wielu , wielu innych. To studium małej, hermetycznej społeczności, gdzie każdy, bez względu na wiek, stopień wykształcenia i zamożności ma swoje cele, marzenia, nie chce tylko skradać się przez życie, ale uczestniczyć w nim w pełni.

To piękna proza, chociaż nie jest wolna od gorzkiej prawdy, od rozczarowań, jakich nie szczędzi przecież życie. Ale powieść ta powoduje uczucie tęsknoty, porusza struny na co dzień głęboko skrywane pod gruboskórnym pancerzem, który stanowi naszą ochronę przed niechcianymi wzruszeniami. Język i styl jakim autorka maluje swoją opowieść sprawia, że w czytelniku budzi się nostalgia, przypominają się ulotne chwile, które na zawsze zostaną w pamięci, zapachy lata, łąka skąpana czerwcowym słońcu, czerwony liść wina wirujący w podmuchu jesiennego wiatru.
To książka przywołująca z niebytu zapomniane słowa, takie jak lokalny patriotyzm, małe, codzienne sprawy. Tutaj nic nie jest jednoznaczne, czarne albo białe, określenie swojej osoby przysparza kłopotów, wybór swojej drogi także jest trudny, bo każdy w głębi duszy chce pozostać sobą , ale omijając wszechogarniającą ludzi z wielkich miast „technokrację" przecież sam wyklucza się „z obiegu”, skazuje się na miano "zacofanego", więc musi, choćby nawet wbrew sobie, nadążać za postępem

"Tu, gdzie spadł grad większy od jabłka" to książka swoim stylem przywodząca na myśl „ Julitę i huśtawki” . Jeśli ktoś pokochał prozę Hanny Kowalewskiej będzie zachwycony, mogąc na parę chwil zanurzyć się w świat kreowany przez Krystynę Habrat, która pokazała, że nawet z pozoru nieciekawa rzeczywistość potrafi mieć wiele do przekazania, a szarość może mieć wiele odcieni. A rzeczy niezwykłe, nawet symboliczny grad większy od jabłka, mogą wydarzyć się wszędzie, potrzeba tylko kogoś o wrażliwości autorki tej powieści, aby w piękny sposób opisać to wydarzenie, po to, aby dowiedziało się o nim jak najwięcej osób…




____________________

Krystyna Habrat
"Tu, gdzie spadł grad większy od jabłka"
Data wydania : 2010




___________________

sobota, 19 marca 2011

Portret Elżbiety II



   W tym roku minie pięćdziesiąt osiem lat od czasu, gdy dwudziestosześcioletnia wówczas Elżbieta Aleksandra Maria Windsor włożyła na głowę koronę. W 2015 roku stanie się ona najdłużej panującym władcą Wielkiej Brytanii. Mimo jej zaawansowanego wieku sześciu na dziesięciu Brytyjczyków pragnie dalej widzieć ją zasiadającą na tronie jako głowa państwa. Wiele osób zastanawia się w czym tkwi fenomen tej drobnej, z pozoru niczym niewyróżniającej się kobiety, której styl to „brak stylu” i co sprawia, że mimo tak wielu skandali w rodzinie, Windsorowie wciąż cieszą się sympatią i poparciem społecznym?


  Na te pytania spróbował poszukać odpowiedzi Marc Roche, francuski dziennikarz, będący przez długie lata londyńskim korespondentem gazety „Le Monde”.
W swojej książce „Elżbieta II. Ostatnia królowa” skupia się przede wszystkim na opisaniu życia Elżbiety po wstąpieniu na tron. Bardzo niewiele miejsca, zaledwie kilka stron, poświęca autor jej życiu przed tym wydarzeniem. 

 Bardzo trudno jest pisać o kimś, kogo tajemnice są jednymi z najbardziej pilnie strzeżonych, kto broni dostępu do swojej prywatności i ogranicza spotkania z dziennikarzami do niezbędnego minimum, tak, jak czyni to królowa brytyjska. Taka biografia zawsze będzie niepełna, bo  zważywszy na wszelkie trudności, Marc Roche może pisać tylko o zewnętrznym wizerunku, tej twarzy, jaką prezentuje na użytek publiczny – chłodnej, zdystansowanej, powściągliwej i uprzedzająco grzecznej władczyni, która, podczas  pobytu w Kenii na wieść o śmierci swojego ojca zareagowała pozbawionym emocji słowami „Tak mi przykro. To znaczy, że musimy wracać do Anglii. To wszystkim zmienia plany”[str.57]. I która zdaje się cieplejszymi  uczuciami  darzy królewskie  konie i psy niż swoich potomków.
 Ale to tylko jedna strona medalu, swego rodzaju skorupa, bronienie swojej prywatności - twarz oficjalna pokazywana na użytek zewnętrzny. Autor mimo wszystko stara się przeniknąć przez tę maskę i pokazać także to drugie, bardziej ludzkie oblicze  ER (Elizabeth Regina – oficjalny tytuł królowej brytyjskiej) bo monarchini nie ustaje w wysiłkach, aby swój wizerunek ocieplić, unowocześnić i przybliżyć poddanym.

Nie ulega wątpliwości, że Elżbieta to władczyni w starym, imperialnym stylu - stojąca na straży dawnego porządku . Że jest ostatnią królową właśnie w tym sensie - ponad podziałami, konserwatywną, ceniącą nade wszystko społeczeństwo arystokratyczne, zhierarchizowane. Z chwilą przejęcia tronu przez Karola a już z pewnością przez jego syna Williama monarchia zmieni się całkowicie. Bezpowrotnie skończy się era elżbietańska. Dzisiaj młodych ludzi w Wielkiej Brytanii bardziej interesuje Wayne Rooney czy Victoria Beckham niż książę Karol w niemodnym tweedowym garniturze i Camilla w kapelusikach.I pomimo, że nastroje społeczne ciągle sprzyjają rodzinie królewskiej, to zmiany zbliżają się nieuchronnie.

Uważam, że  pomijając to, czy nasza sympatia jest po stronie królowej, czy nie, warto sięgnąć po książkę Marca Roche i przybliżyć sobie tę niewątpliwie jedną z  najważniejszych postaci naszych czasów, a także dowiedzieć się paru ciekawostek o jej dworze i jej najbliższej rodzinie. Pooddychać zapachem blichtru i wielkiego świata. Tym bardziej, że autor ma bardzo ciekawy styl pisania, który sprawia, że książkę czyta się  naprawdę w tempie błyskawicznym.




__________________

Marc Roche
"Elżbieta II. Ostatnia królowa"
Wydawnictwo : PWN
Rok polskiego wydania: 2010

__________________

wtorek, 15 marca 2011

Dekadencki Sztokholm











Gdy powieść Hjalmara Söderberga ukazała się drukiem w roku 1895 wśród krytyków literackich wywołała oburzenie swoją frywolną i amoralną treścią. Współczesny czytelnik może tylko z pobłażliwym uśmiechem traktować podobne opinie.


 Söderberg był prekursorem szwedzkiego dekadentyzmu. Nazywany mistrzem miniaturowych, błyskotliwych form literackich,  w swoich skromnych objętościowo powieściach demonstrował niezwykle trafny zmysł obserwacyjny.

 W swojej debiutanckiej powieści "Zabłąkani" ukazuje czytelnikom postać  Tomasa Webera, dandysa - niespecjalnie przejmującego się konwenansami "niebieskiego ptaka" – typowego przedstawiciela pokolenia fin de siècle - trochę cynika, sybaryty, dbającego tylko o własne wygody
i zaspokajanie próżności. Pogrążonego w marazmie młodego człowieka, który "całymi przedpołudniami potrafił krążyć bez celu po ulicach wiedziony impulsem chwili, gdy tymczasem w domu kurz coraz grubszą warstwą pokrywał podręczniki na półce. Był szczęśliwy, ale niespokojny. Czuł, że idzie z wiatrem, w dół zbocza, swobodnie oddychając, ale nie dostrzegał swego kursu" [cyt.str.84].
 I takie też wiedzie życie - leżąc na kanapie snuje mrzonki o lepszym życiu w przyszłości, właściwie nie dostrzega kursu, w jakim pokierować ma swoim życiem, cierpi na ciągłe wahania nastroju, nawet w miłości nie potrafi opowiedzieć się po żadnej ze stron...Do pewnego czasu, kiedy to i on będzie zmuszony zmierzyć się z problemami i zastanowić nad słowami Tomasza à  Kempis " Cóż nam po długim życiu, skoro tak mało się doskonalimy? Długie życie nie zawsze ulepsza człowieka" [cyt.str.144].

 Utwór Söderberga oprócz problemów egzystencjalnych zawiera w sobie i tę romantyczną stronę - czytelnik zachwycony będzie opisami XIX - wiecznego Sztokholmu i jego zmieniającej się wraz z porami roku przyrody, które mimo, że dosyć oszczędne - wydaje się, że nie ma w nich ani jednego zbędnego słowa - są przecież bardzo plastyczne. Moją uwagę zwróciła przede wszystkim dokładność  i dbałość w opisywaniu kolorów, ich odcieni. Za przykład niech posłuży tu cytat: "Jak daleko sięgnąć wzrokiem spod półprzymkniętych powiek, rozciągają się dywany traw w sennej, monotonnej zieleni lata, a zielone drzewa o osobliwie zarysowanych konturach stoją nieruchomo na podobieństwo na wpół równomiernie skrojonych kulis w jakimś idyllicznym teatralnym raju. wiązy, klony, kasztanowce... I srebrnoszare topole... A na samym przodzie, na proscenium, oddzielony od pozostałych drzew, stanął wielki i bardzo stary jesion. Pod jego koroną śni mroczny i aksamitnie ciemnozielony cień." [ cyt. str. 54/55]

     Proza Hjalmara Söderberga, mimo, że tak skondensowana, mieni się zarazem tak wieloma odcieniami, zawiera głębię, zmusza do refleksji . "Zabłąkania" to utwór, do którego można wracać wielokrotnie, odczytywać fragmentarycznie po to, by za każdym razem znaleźć w nim  coś nowego. Mimo, że został napisany ponad sto lat temu współczesny czytelnik ani przez chwilę nie czuje się znużony ani stylem autora, ani opowiadaną historią, bo niektóre prawdy pozostają niezmienne bez względu na liczbę cyfr na kalendarzu.

_____________________

Hjalmar Söderberg
"Zabłąkania"
Rok polskiego  wydania: 2010 



_________________________

poniedziałek, 14 marca 2011

Antykwariat i potęga czytania



  Nie będzie niczym niezwykłym, jeśli przyznam się, że lubię czytać „książki o książkach”. Zawsze nęcą mnie i wabią wielbiciele słowa pisanego i ich świat – biblioteki, antykwariaty, drobinki kurzu wirujące w promieniach słońca wpadającego poprzez żaluzje, gra promyków światła na grzbietach okładek. Uwielbiam przypominać sobie zapach starych skórzanych woluminów, papieru, pergaminu.
Lubię zanurzać się w świat bibliofili - czytać o tym jak bardzo kochają słowo pisane, o ich reakcjach , o miłości do książek
Dlatego przeczuwałam, że „Biblioteka cieni” może być książką dla mnie, bo traktuje o wszystkich tych wymienionych wyżej sprawach…


„Libri di Luca” to znany antykwariat w Kopenhadze. Prowadzi go od pokoleń rodzina Campelli.
Ostatnim właścicielem był Luka Campelli, ale pewnego dnia zakończył życie w co najmniej dziwnych okolicznościach. Całą spuściznę przejmuje po nim jego syn, Jon.
Podczas wdrażania się w obce dla niego dotychczas arkana prowadzenia przybytku z książkami dowiaduje się on wielu ciekawych rzeczy : antykwariat jest siedzibą Towarzystwa Bibliofilskiego, które zrzesza ludzi o nieprzeciętnych zdolnościach
- przy pomocy pewnego rodzaju telepatii są w stanie wpływać na umysły ludzi czytających, tak, że nie są oni tego świadomi, ukierunkowywać ich rozumienie tekstu, kierować ich myślami w dowolnie wybrany przez siebie sposób. Nie trudno sobie wyobrazić, że umiejętność taka to potęga.
Dlatego też staje się bardzo niebezpieczną siłą, jeśli zostanie użyta w niecnym celu.

Oprócz owego Stowarzyszenia Bibliofili, którego jednym  z głównych zadań jest popularyzowanie doznań czytelniczych
i propagowanie czytelnictwa wśród dzieci istnieje także mroczna już z samej nazwy, tajemnicza frakcja Cieni - mająca o wiele większe ambicje, jak łatwo się domyślić, są to ci "źli" chcący wykorzystać swoje umiejętności do własnych nieczystych interesów.
Jon nie przeczuwa nawet, jak bardzo zmieni się jego życie po wejściu w, wydawać by się mogło, spokojny i gnuśny świat antykwariuszy i jakie zadania stoją przed nim do wykonania.

Wiadomą rzeczą jest, że w książkach drzemie ogromny potencjał i siła. Mogą one oddziaływać na czytelników i to bez mieszania w to sił nadprzyrodzonych. Słowo pisane posiada wielką moc i historia nie raz dawała dowody na prawdziwość tej tezy. Dlatego tak bardzo ważne jest aby ktoś, kto został obdarzony przez naturę zdolnością układania słów w piękne opowieści był ich świadomy i za nie odpowiedzialny. Oczywiste jest też dla mnie, że książki mogą przejmować energię poprzednich czytelników – zwłaszcza egzemplarze wiekowe, zużyte, przechodzone, które przeszły przez kilkanaście rąk mają duszę i każdy wielbiciel starych książek to potwierdzi. Wydaje się, że autor adaptował te prawdy, dodał do tego odrobinę „uniezwyklenia”, wmieszał siły nadprzyrodzone, podgrzał wszystko poprzez wprowadzenie kryminalnej zagadki. Niby wszystko pięknie, ale zabrakło mi w tej książce klimatu, szczególnego nastroju, odkrycia czegoś nowego. Czuję lekki niedosyt…

Nie mniej jednak książka, już chociażby ze względu na tematykę z pewnością jest warta uwagi
i żaden bibliofil nie przejdzie obok niej obojętnie. Każdy, kto spodziewa się inteligentnej, dobrze poprowadzonej historii z dreszczykiem i zagadką z pewnością dostanie to, czego oczekuje. Ja należę do tych czytelników, których trzeba zaczarować, zachwycić czymś niezwykłym, ująć ulotną magią, specyficzną atmosferą. Tutaj, mimo, że zjawisk nadprzyrodzonych jest dużo, jakoś mi tego zabrakło.
Mimo to, autor stworzył naprawdę dobrą powieść, która jeszcze przez długi czas będzie na ustach wszystkich książkofilów.





_______________________

Mikkel Birkegaard
"Biblioteka cieni"
Wydawnictwo: Świat Książki
Rok wydania: 2011

_______________________

czwartek, 10 marca 2011

Nos, ser i rodzinna tajemnica.








Książka o dumnym tytule „Nos Edwarda Trencoma. Powieść historyczna z mroczną intrygą i serem” należy niewątpliwie do takich, które „czytają się same” , a historie w niej opisywane potraktowane są lekko, dowcipnie i z przymrużeniem oka. Przyczynia się do tego prawdziwy talent autora do pisania tak, że im dalej, tym mamy ochotę na coraz więcej i więcej, a nasz apetyt wzrasta w miarę czytania i…jedzenia, bo jednym z głównych bohaterów swojej powieści autor uczynił …ser.


Edward Trencom jest spadkobiercą cennego rodzinnego interesu, dumnym właścicielem londyńskiego sklepu z serami. Sklepu nie byle jakiego, bo założonego w roku 1662, o czym dumnie obwieszcza kuty w żelazie szyld nad wejściową fasadą. Ale powiedzieć o tym przybytku ”sklep”, to tak, jakby nic nie powiedzieć – bo jest to raczej prawdziwa świątynia sera. Jej piwnice - prawdziwe podziemne labirynty - należały kiedyś do zakonu opactwa cysterskiego a w chwili trwania naszej opowieści, czyli w roku 1969 znajduje się w nich prawdziwy serowy raj – w posegregowanych zgodnie z regionami pochodzenia piwniczkach leżakuje tam sobie, bagatelka, trzy tysiące gatunków sera.

A sam pan Edward Trencom, właściciel - jest niezrównany jeśli chodzi o rozpoznawanie serów – ich nazw, rodzajów, miejsca pochodzenia, i najważniejsze – zapachów. Pomaga mu w tym jego ponad miarę rozbudowany i nieprzeciętnie rozwinięty organ powonienia –  rodowa duma i chluba  od dziewięciu pokoleń.   Nie oszukujmy się, serowe zapaszki do najprzyjemniejszych nie należą, bo, no cóż, sery to w końcu  nie perfumy,    
ale dla Edwarda te zapachy to poezja wypełniająca całe jego życie, to zapach alpejskich łąk i zielonych traw, to zapach kóz i krówek wypasających się na żyznych równinach Prowansji.
 I  właśnie ten  okazały nos oraz niezwykłe rodzinne przeznaczenie, swego rodzaju klątwa, która  zawisła nad całym rodem Trencomów sprawi, że pan Edward będzie musiał zmierzyć się z historią swego klanu i dowie się rzeczy zaiste niezwykłych.
  
 Mnie sama fabuła zagadki rodzinnej wydała się odrobinę naciągana i nieprawdopodobna, ale rekompensuje ją w zupełności wspaniały, inteligentny styl pisania Gilesa Miltona. Jego rubaszny angielski humor, czasami trochę  gruboskórny, dosadny  a przede wszystkim dogłębna znajomość rodzajów, gatunków sera, ich wyglądu i zapachów. Godne pozazdroszczenia.
W opowieści udało mu się przemycić także kilka faktów historycznych ( bo towarzysząc panu  Edwardowi w poszukiwaniach razem z nim cofamy się i skaczemy po czasach od siebie odległych, a historię zbieramy jak kawałki sera )  ale są one potraktowane lekko i z dużą dozą humoru,  nikogo nie znudzą.

Mimo, że nie jestem szczególną wielbicielką serów, to przy czytaniu niektórych rozdziałów po prostu musiałam podjadać sobie trójkąciki delikatnego camemberta o  aksamitnej skórce, co niech będzie najlepszą rekomendacją, jak sugestywne są opisy.
  
 Książkę mogę  z czystym sumieniem polecić wszystkim tym, których znużyły już troszeczkę wszechobecne skandynawskie kryminały i mroczne thrillery. Jeśli ktoś ma ochotę na lekturę przyjemną, odprężającą a przy tym także ciekawą, to myślę, że pan Edward Trencom wraz ze swoim niezwykłym nosem mogą stanowić atrakcyjną odmianę. Bo przecież nie ma nic gorszego niż nuda i rutyna.

Polecam!

___________________

Giles Milton
"Nos Edwarda Trencoma. Powieść historyczna z mroczną intrygą i serem"
Wydawnictwo: Oficyna Literacka Noir Sur Blanc
Rok wydania: 2011 


___________________
A na koniec coś z zupełnie innej beczki, ale o podobnej tematyce:)
Grupa Monthy Pytona: Sklep z serami 



__________________

niedziela, 6 marca 2011

Świat antycznych Greków










„Król musi umrzeć” jest zaczerpniętą z mitologii greckiej historią Tezeusza – jednego z największych greckich herosów. Tezeusz wychowywał się na wyspie Trojzenie w przeświadczeniu, że jest wspaniałym synem Posejdona. Pewnego dnia poznaje jednak prawdę o swoim prawdziwym ojcu – nie jest nim wszechwładny bóg, lecz król Aten Ajgeusz.

Gnany przez Mojrę, przeznaczenie, które dla Greków stanowiło nieubłagane prawo świata, wyrusza na niebezpieczną i pełną przygód wyprawę do swojego ojca. Będzie to dla niego początek wielkiej podróży, bo mimo, że do króla Aten dotrze szybko, nie dane mu będzie zbyt długo cieszyć się splendorem królewskiego syna i luksusem ogromnego pałacu.
W głowie Tezusza odezwie się znów Przeznaczenie, które, ciągle gnając przed siebie, zaprowadzi go na Kretę, w sam skomplikowany labirynt i niezbyt gościnne progi legendarnego króla Minosa.

 Czytając powieść Mary Renault ma się ochotę krzyknąć – dlaczego temat Greków i mitologii jest traktowany we współczesnej literaturze tak marginalnie. Czemu tak mało powstaje powieści opartych na tak wspaniałym temacie, jakim są greckie legendy.
Ale autorka omawianej tutaj książki rekompensuje nam ten niedostatek z nawiązką. Bo w jej powieści cywilizacja grecka odżywa,  przeżywa swój renesans. Potężne miasta kwitną, wspaniałe pałace pną się po stromych górskich zboczach, Minos znów sprawuje władzę na Krecie a kapłanki w świątyniach oddają cześć Matce Dii.

W powieści Mary Renault zachwyciło mnie właśnie to wspaniałe odmalowanie antycznego świata. Autorka odtworzyła i podźwignęła z ruin całe miasta, tchnęła nowe życie w  skostniałych przez wieki bohaterów. Dzięki znajomości historii, ale także i dzięki swojej bogatej wyobraźni i erudycji mistrzowsko wykreowała świat godny podziwu.  Pokazała  prywatne życie królów, odtworzyła kulty religijne w świątyniach, przybliżyła los niewolników, na przykład  sławnych kreteńskich tancerzy z bykami, których życie toczyło się w labiryntach i  podziemiach pałacu króla Minosa a ich być albo nie być zależało od nastroju byka wypuszczonego tego dnia na arenę.

 Wielu ludzi uważa mitologię grecką za nudną, nieciekawą, zbyt wymyślną, trudną do przyswojenia. Ale przecież w tych z pozoru nudnych opowieściach  drzemie także ogromny potencjał – bo znajdziemy tam bogaty materiał, wiele historii – zarówno miłosnych, kryminalnych, smutnych, śmiesznych, strasznych. Bohaterowie także są ciekawi, niebanalni, czasami mają wady, czasami ich natura jest boska, a czasami ludzka. Błądzą, szukają, znajdują. I wydaje się, że potrzeba takich pisarzy jak Brytyjka Mary Renault, aby pomogli nam odkryć całe fascynujące  piękno i bogactwo greckiego świata zawartego w ich wierzeniach i mitach. Jej się to naprawdę udało.

 Mimo, że miejsca, o których pisze już setki wieków temu obróciły się w ruinę, po niektórych nie ma już dzisiaj śladu,  a niektóre być może nigdy nie istniały, to na kartach tej powieści na nowo ożywają. Helios znów zachodzi na purpurowo nad górami Ilias, a bryza znad morza Śródziemnego raz jeszcze rozwiewa pióra na hełmach wojowników.

 Warto zanurzyć się w ten świat i ocenić samemu, czy mitologia rzeczywiście jest taka nieciekawa…






__________________

Tytuł: "Król musi umrzeć"

Autor: Mary Renault

Moja ocena: 5/5




____________________

piątek, 4 marca 2011

Pamiętam wszystko









 Leżąc w szpitalnym pokoju Laure wie, że zostało jej już niewiele czasu. W te ostatnie dni powracają do niej wspomnienia z dzieciństwa, są bardzo intensywne, wyraźne, pozwalają choćby na chwilę zapomnieć o rzeczywistości, o chorobie. Bo przecież pamięta wszystko tak dokładnie…

Powraca myślami do dzieciństwa i do największej miłości jej życia – Lucasa. Wychowywali się razem, spędzali ze sobą każde wakacje, połączyło ich wiele wydarzeń i przygód – jak to z dziećmi bywa… Laure od zawsze wiedziała, że kocha Lucasa – najpierw było to zabawne, dziecinne zauroczenie, raczej przywiązanie, potem, w miarę dorastania, przerodziło się w coś poważnego, już nie była to tylko dziecinna fascynacja. Poprzez pewną skrzętnie ukrywaną przez jej matkę tajemnicę, w dniu szesnastych urodzin Laure wszystko nagle się kończy… Lucas znika z jej życia.

Następne lata są dla Laure nieustannym poszukiwaniem. Poprzez podróże próbuje odczarować czekanie, usiłuje uciec od rzeczywistości i jednocześnie pragnie ponownego spotkania z ukochanym.. Najbardziej kocha przebywać nad morzem, uczy się nurkować po to, aby odizolować się od świata, żyć, ale nie naprawdę. Wymyśla mnóstwo sposobów na ucieczkę od rzeczywistości. Zamiast ubrania nosi na sobie 
różowy kawałek bawełny. Kiedyś miał kolor czerwonej porzeczki, ale z czasem stał się różowy, jak bibuła, pochłaniająca moje sny”[cyt. str. 108] …
 Po pewnym czasie podczas swojego nieustannego podróżowania natrafi na pewien ślad, i mimo, że symboliczny i ulotny, pozwoli jej on mieć nadzieję, że drogi jej i Lucasa jeszcze się skrzyżują, że może kiedyś…

  
 Isabelle Desesquelles nie potrzebuje wielkich słów, aby pisać o uczuciach, ale jej słowa płyną z głębi serca, są przez to tak piękne i wzruszające. Książkę czyta się naprawdę z przyjemnością, nie ma tutaj  nic zbędnego, jest sama esencja i sedno.


 O miłości można pisać na wiele sposobów, a Isabelle znalazła swój, unikalny i piękny styl, wcale nie naiwny i czułostkowy, który sprawia, że książkę można polecić każdemu, kto chce dotknąć tematów tak trudno wyrażalnych słowami, jak uczucie, przywiązanie, tęsknota.

 _____________________________
Tytuł: "Pamietam wszystko"
 Autor: Isabelle  Desesquelles
 Wydawnictwo:Bella Med
 Data polskiej premiery:  2007-01-01

Moja ocena 4/5

_____________________________

Recenzja napisana w ramach wyzwania


_____________________________