wtorek, 6 marca 2012

Wyspa niesłychana - Eduardo Mendoza









Fábregas, główny bohater opowieści, według słów samego autora człowiek niezbyt lotny i pozbawiony jakiejkolwiek ciekawości intelektualnej, pewnego wiosennego poranka postanawia odmienić swoje życie. Ot tak – po prostu. Nie namyślając się długo, jeszcze tego samego dnia porzuca Barcelonę, zostawia swoją firmę, którą i tak zbytnio się nie interesował i wyrusza w podróż. Błąka się po różnych miastach, aż w końcu dociera do Wenecji. I natychmiast gorzko tego żałuje – z powodu wszechobecnego tłumu turystów, hałasu, kolejek, ciągle padającego deszczu, który spowodował w mieście powódź i wszędzie trzeba było chodzić w kaloszach.
Gotów jest już do opuszczenia tego niezbyt gościnnego miasta, kiedy spotyka intrygującą kobietę, tajemniczo okrytą czarnym płaszczem przeciwdeszczowym. To Maria Clara Dolabella. Dzięki niej oraz jej ekscentrycznej rodzinie Fábregas zacznie oswajać to nieprzyjazne dotąd dla niego miejsce.

Mendoza w "Wyspie niesłychanej" ukazuje nam Wenecję z nieco ironicznej, zniekształconej perspektywy – na przykład opis „autentycznego” baru weneckiego, do którego z entuzjazmem zaprowadził Fábregasa jeden z bohaterów, a w którym "światło jarzeniówek odbijające się od aluminiowych blatów nadawało nielicznej klienteli trupi wygląd. Unosiła się tu kwaśna i przenikliwa woń, mieszanka piwa, octu i moczu. Lustro zakrywające w całości jedną ze ścian upstrzyły muchy”. A kelner, sądząc po stanie jego fartucha, bardziej pasowałby na rzeźnika. No rzeczywiście, bardzo zachęcające miejsce.
Wenecja Mendozy to ogólnie miasto niezbyt przyjazne, pełne dziwaków, niebezpieczeństw. Przez większą część roku spowite mgłą, szare, ciągle podtapiane przez częste deszcze. Raczej trudno jest zachwycić się takim miejscem i jest ono zupełnie inne niż w wyobraźni wielu turystów.

Powieść odbiega od tego, do czego autor przyzwyczaił czytelników chociażby w trylogii o fryzjerze damskim. Mało tutaj tego zjadliwego humoru, zabawy z czytelnikiem i puszczania do niego oczka. Ale i tutaj Mendoza nie omieszkał obdarzyć Fábregasa paroma charakterystycznymi cechami – na przykład miał on kaprys zamykać się w szafie, podczas gdy obsługa hotelowa sprzątała pokój, a chwile spędzone pomiędzy wieszakami i ubraniami poświęcał na rozpamiętywanie przeszłości. A znów pewnej nocy usiadł po turecku na parapecie hotelowego okna, golusieńki, i wygrażał pięścią, sam nawet nie wiedząc dokładnie komu. No cóż - typowy, pozbawiony logiki bohater Mendozy.
Do Fábregasa ciągle cisną się ludzie, by uraczyć go jakimiś historiami – a to o tajemniczej sekcie Pelagiusza, o pustelniku Babilasie, a to o św. Marku, o św. Hieronimie, św. Franciszku. Także i tutaj autor serwuje nam opowieści o świętych w swoim stylu, znanym chociażby z „Niezwykłej podróży Pomponiusza Flatusa”.

Powieść według mnie jest nierówna – są fragmenty lepsze i gorsze, niektóre rozwlekłe opowieści zwyczajnie mnie nudziły ( np. opowiadana w kilku częściach historia rodziny  Dolabella, chociaż sami członkowie tej rodziny zostali przez autora sportretowani wybornie).
I gdybym miała scharakteryzować o czym tak w zasadzie jest „Wyspa niesłychana” to miałabym mały problem. Owszem, przesłanie jakieś tam jest – o człowieku, który zagubił się w życiu, a następnie odnalazł. Może też jest zachęta do podejmowania odważnych życiowych decyzji, do postawienia śmiałego pierwszego kroku, do podążania za marzeniami, ale wszystko to takie jakieś zbyt  naciągane.  Być może dlatego, że przyzwyczajona jestem do innego Mendozy, tego mocno ironicznego i z „pazurem”, jest to dla mnie jednak jedna ze słabszych jego powieści.

_____________________

"Miasto spowiła mgła tak niska, jakby wyszła z piwnic(...) 
Wyżej mgła się rozpływała, tworząc krzywe i niewyraźne kolumny
stapiające się, im wyżej, tym bardziej, z ciemnością" 
źródło fot.:internet



                                                    

_____________________

Eduardo Mendoza 

Wyspa niesłychana 

Wydawnictwo Znak literanova, Kraków 2011. Str. 315

 ___________________

8 komentarzy:

  1. Mimo plusów i minusów mam ogromną ochotę na tę książkę i ogólnie na poznanie twórczości tego pisarza. Mam nadzieję, że będzie ku temu okazja:)
    Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
  2. kasandro - polecam Ci tego autora. Zwłaszcza serię o fryzjerze damskim ("Przygoda fryzjera damskiego", Sekret hiszpańskiej pensjonarki" oraz "Oliwkowy labirynt" - Mendoza w "czystej postaci" i najlepszej formie :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Hmmm... no rzeczywiście, to chyba nie jest jego najlepsza książka. Mam za to wielką ochotę na Pomponiusza Flatusa:)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Isadoro - Pomponiusz Flatus zdobył sobie moją wielką sympatię :) Świetna, dosyć odważna (ze względu na występujące w niej postaci) opowiastka, choć niewielkiej objętości.

      Usuń
  4. Mendoza bez tego humoru, który tak kocham?? No nie wiem...Jednak tak cenię tego autora, że i tę książkę pewnie pewnego dnia przeczytam. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ewo - troszeczkę tego jego humoru tutaj jest, ale mało :) Ja też, jako że Mendozę cenię i lubię nie mogłam nie przeczytać i "Wyspy", więc i Tobie nie będę lektury odradzać - zawsze to kolejne doświadczenie i spojrzenie na pisarza z innej perspektywy. Mendoza na poważnie, jednak nie aż tak poważnie jak np. w powieści "Mauricio czyli wybory".

    OdpowiedzUsuń
  6. Dla mnie było to pierwsze spotkanie z Mendozą. Książka dość mi się podobała, cho momentami rzeczywiście nudziła.A podobała chyba główne ze względu na Wenecję. Nawet, jeśli obraz jej przedstawiony tutaj odbiega od potocznych wyobrażeń to mnie przywoływał inne obrazy; ten rzeczywisty ze wspomnień i ten nierealny ze snów i ten wywołany lekturą. I tym sposobem nałożyły się trzy obrazy i wyszedł taki misz -masz wenecki, a że Wenecję kocham i w dzień i w nocy, i zamgloną, deszczową i słoneczną, to ocenę wystawiłam nie najgorszą (4,5/6)Dla mnie to opowieść o tym, iż nie można odnaleźć piękna wokół siebie, jeśli brak w życiu sensu, czy motywacji istnienia i jeśli brak odwagi podejmowania decyzji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może gdybym też tak bardzo kochała Wenecję mój odbiór książki byłby pozytywniejszy :)"Wyspa" nie jest zła, ale mnie jakoś nie podeszła, może nie trafiła na swój czas, a może tez dla tego,że stawiam autorowi za duże wymagania :)

      Usuń

Każdy komentarz jest dla mnie cenny i bardzo mile widziany, tak więc śmiało zapraszam do dzielenia się ze mną Waszymi myślami i odczuciami :)