niedziela, 11 marca 2012

Maria Kuncewiczowa - Klucze





















 Maria Kuncewiczowa napisała „Klucze” na emigracji. Po raz pierwszy wydano je w Londynie w roku 1943. Pierwotnie miały być pisane po francusku, ale autorka zrezygnowała z tego pomysłu, gdyż, jak zwierza się  w „Fantomach” :
 „ przyjemność operowania słowem znika dla mnie, jeśli słowo nie jest polskie. Płowieje kolor, jałowieje smak, nie czuję zapachów, pozostaje tylko funkcja gramatyczna słowa poddana sensowi zdania” ¹ 

„Klucze” są rodzajem dziennika, próbą uchwycenia, zrozumienia i zapisania zdarzeń, które rozgrywały się w miesiącach poprzedzających wybuch II wojny światowej oraz w pierwszych latach jej trwania. Oczywiście wydarzenia te Maria Kuncewiczowa odbiera w wymiarze osobistym, i tak je też przekazuje, bo przecież nie o wielkie i patetyczne opisy tutaj chodzi, ale o człowieka, który mimowolnie został wplątany w wielkie historyczne wydarzenia.

Anglicy nazwali tę książkę „podróżą przez Europę w ogniu”. I rzeczywiście – towarzyszymy autorce w jej podróży, która rozpoczęła się we wrześniu ‘39r. Najpierw Warszawa,  kolejno dom letni w Kazimierzu, następnie przez Lublin do granicy, potem  Rumunia, Francja, Anglia i Szkocja.
Jak w fotoplastikonie obrazy przesuwają się przed naszymi oczami. 
Jak przeźrocza wyświetlane przez projektor na ekranie. 
 „Na pokładzie wszczął się ruch. Coś wypadło z walizki… Klucze. 
Pierwszy od schodów domu nr 8 przy placu Trzech Krzyży; schodów, po których ogień zszedł ze strychu do piwnicy i żadnego stopnia za sobą nie zostawił. 
Drugi – od windy rozbitej. 
Trzeci – od mieszkania, gdzie pamięć mieszka bez dachu. 
Czwarty klucz – od nietkniętego paryskiego pokoju.”

Każdy adres – to tylko miejsce tymczasowego postoju, to jedynie następny przystanek w podróży,  kolejny klucz. Klucz do próżni.  Kolekcja nieustannie powiększa się o coraz nowsze egzemplarze. A właściciele tych kluczy – nie potrafią odnaleźć punktu zaczepienia, ciągle gdzieś pomiędzy, wszędzie obcy. Bez końca przeżywają chaos i nonsens rzeczywistości. 


 Autorka doskonale opisuje, jak postrzegano wybuch wojny w poszczególnych krajach, tą niefrasobliwość, z jaką na początku przyjmowano światowy kataklizm, jak bardzo chciano oddalić od siebie rzeczywistość: 

W Kazimierzu:  
„ Zapadł wieczór, zapachniały tytonie, spuściliśmy czarne papierowe rolety i – wyłączywszy radio – po raz naprawdę ostatni, udaliśmy, że nic nie wiemy o wojnie, spokojnie nam tu, spokojnie” 
W Paryżu: 
„ Bukiniści nad Sekwaną nie zamknęli swoich magicznych skrzyń, antykwariusze nie uprzątnęli wystaw, kobiety nie przestały podlewać doniczek w mansardowych oknach. Hale były pełne rzodkiewek, bzów, połci mięsnych i truskawek. Pieski na smyczach drobiły po Wyspie Św. Ludwika, zadzierając nóżki pod topolami, które szumiały gadkę o brodatym litewskim pielgrzymie”
 I jeszcze jeden charakterystyczny cytat z Paryża:
 „ Siwa Francuzka kiwała głową w zadumie: 
-Nie można bronić Paryża… Nie wolno niszczyć Paryża… 
- A Warszawa? – pytano 
- Oni tam nie mieli Notce Dame. (…) 
- Oni nie mieli Notce Dame? A kościół na Lesznie? A na Nowym Mieście? 
- Nie były z pewnością takie piękne.”

„Klucze” to bardzo osobista kronika trudnych czasów. Może czasami zbyt patetyczna, jak w rozdziale zatytułowanym "Poranek w Komedii" poświęconym porankowi polskiemu w Comédie-Française, gdzie autorka m.in. porównuje orła polskiego do pelikana.  Być może także  zawierająca niepotrzebne wtrącenia w obcych językach ( niektóre brzmią rzeczywiście zabawnie - "I'm so glad, że nie lubi on bawić się przy dziadziu" albo "Może to i ładne, ale bardzo funny" ). Wiem jedno - mnie wszystkie niedostatki rekompensuje to, że Maria Kuncewiczowa naprawdę potrafi pięknie opisywać rzeczy utracone, nigdy nieistniejące lub niewarte istnienia. Podejmuje tematy bolesne i trudne. Bardzo podoba mi się jej styl pisania - określiłabym go mianem - elegancki, lubię także zdrowy dystans autorki zarówno do siebie, swoich rodaków jak i do cudzoziemców.

 Kolejne udane marcowe spotkanie z Marią :)

*** 

Przepraszam za chaos moich przemyśleń i za mnogość cytatów. Chciałam bardziej emocjonalnie, więcej "od siebie", zupełne się nie udało, ale okazuje się, że nie potrafię inaczej – nie jestem w stanie napisać o "Kluczach” tak, aby nie zapożyczać słów autorki. Nie umiem przekazać w pełni tego, co bym chciała, tylko i wyłącznie swoimi słowami.
____________
¹ Maria Kuncewiczowa "Fantomy",PAX, Warszawa 1975

_____________

Maria Kuncewiczowa 

"Klucze"

Wydawnictwo Czytelnik, Warszawa 1989, str.201.

____________


 _____________

11 komentarzy:

  1. Cytaty wyśmienite i wcale nie miałam wrażenia nadmiaru! Najbardziej zachwycił mnie ten o reakcji mieszkańców Paryża na wojnę, zaczynający się od bukinistów.
    Zachwyt Kuncewiczowej nad polszczyzną tłumaczy dbałość z jaką pisała swoje książki. Często czytając jej prozę mam wrażenie, że to poezja. Te angielskie wtręty rzeczywiście dziwią. :(
    Chaosu, o którym piszesz, w Twojej recenzji też nie zauważyłam - Kuncewiczowa bardzo lubiła formę otwartą i trudno o jej książkach pisać w inny sposób.
    Bardzo się cieszę, że kolejna książka Kuncewiczowej nie rozczarowała Cię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lirael - o rozczarowaniu mowy być nie może ;)
      A jeszcze co do cytatów - w książce mam pozaznaczane tak wiele fragmentów, że trudno mi było wybrać najciekawsze. Np. piękny jest także opis Anglii otulonej "w swój prastary, szczęśliwy, równomierny czas
      (...)utkany z innych rytmów, z innej przeszłości, z innych przepowiedni. Czas o innym zapachu".
      Wiem, że taki poetyckie porównania nie wszystkim przypadają do gustu, mnie natomiast bardzo :)

      Usuń
    2. Ja je wręcz uwielbiam! :) Też sobie sporo fragmentów zaznaczyłam w "Przeźroczach". Cytat o Anglii po prostu piękny.

      Usuń
  2. Przez myśl by mi nie przeszło by zainteresować się panią Marią i jej pisarstwem, ale Ty wiesz jak stan rzeczy u mnie zmienić. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ewo - wiesz, gdyby nie Lirael też pewnie długo jeszcze ta pisarka gdzieś by mi umykała. Kuncewiczowa należy do pisarek dziś już coraz bardziej zapominanych, a wielka szkoda. Dobrze, że Lirael ocala od zapomnienia takie perełki :)

      Usuń
  3. Bardzo mnie zaintrygowałaś chętnie sięgnę ;) Jak to dobrze, znowu zawitać do blogowego świata, od razu jakieś ciekawe pozycje wpadają ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Catalino - witaj z powrotem w blogowym świecie ;)

      Usuń
  4. Ja również z przyjemnością poznam bliżej prozę pani Marii - wielka strata dla mnie, że do tej pory jakoś mi umykała:)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Isadoro - tak jak pisałam wcześniej - w każdej chwili można tę stratę nadrobić :)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  5. Czytam właśnie Przezrocza. Już od pierwszej strony wsiąkłam w atmosferę książki. Wydaje mi się zbliżona do atmosfery Kluczy, które także chętnie przeczytam. Poza wszystkim innym są tu podróże. Uwielbiam czytać o wrażeniach z poznawania rożnych miejsc i ludzi. A to wypieranie wojny z myśli- jakież to naturalne. Zamykanie oczu nie powoduje, że coś znika, ale pozwala dłużej zachować równowagę, bo złe wiadomości zawsze nas w końcu dopadną i może nie trzeba im wychodzić naprzeciw. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Przezrocza" i mnie kuszą okrutnie :) Tak jak Gosiu napisałaś - atmosfera obydwu książek wydaje się być podobna, do tego są podróże - z tą różnicą, że w Kluczach podróżowanie jest wymuszone przez sytuację, myśli podróżników ciągle wędrują w stronę Polski. Natomiast w Przezroczach - jest już tylko sama przyjemność podróżowania :)
      Ja właśnie czekam teraz na "Don Kichote i niańki", efekt podróży Kuncewiczowej do Hiszpanii. Chcę oderwać się trochę od wojennej tematyki. Na dniach książka powinna przyjść, więc zdam z niej relację ;)
      Marzec upływa nieubłaganie, już półmetek.

      Usuń

Każdy komentarz jest dla mnie cenny i bardzo mile widziany, tak więc śmiało zapraszam do dzielenia się ze mną Waszymi myślami i odczuciami :)