środa, 8 lutego 2012

John Sargent i tajemnicza Madame X











John Singer Sargent – malarz, portrecista, jeden z najbarwniejszych i najbardziej znanych artystów Belle époque - tych  szalonych,  dekadenckich  czasów drugiej połowy XIX wieku.
Virginie Amélie Avegno Gautreau – za sprawą portretu Sargenta i skandalu, jaki wywołał ten portret w roku 1884 znana dzisiaj całemu światu jako Madame X – symbol odważnej, nowej epoki, muza i bogini ówczesnych artystów, zuchwały ideał kobiecego piękna tamtych czasów. Sam fakt pokazania się jej na przyjęciu mógł doprowadzić niemal do rozruchów wielbicieli na ulicach. Profesjonalna piękność, dyktująca najnowsze trendy mody. Malarze studiowali jej twarz i figurę, opiewali jej  piękno, próbując jednocześnie dociec, jakiż to sekret czyni z niej kobietę tak osobliwą. Zwłaszcza wyjątkowo biały odcień jej skóry wywoływał mnóstwo spekulacji, włącznie z tymi, że dla osiągnięcia efektu alabastrowej karnacji zażywa w mikroskopijnych dawkach arszenik.
Nieśmiertelność przyniósł Gautreau portret namalowany w roku 1884 przez kompletnie zafascynowanego nią Johna Sargenta i wystawiony podczas paryskiego Salonu. Salon był wielkim wydarzeniem w paryskim świecie sztuki, coroczną wystawą, gromadzącą największe osobistości i talenty, które wystawiały swoje najlepsze prace do konkursu. Był także doskonałym pretekstem do spotkań śmietanki towarzyskiej, a dla salonowych bywalców stwarzał niepowtarzalną okazję do błyszczenia i brylowania.
Portret namalowany przez Sargenta miał stać się kolejnym dodatkiem w całym paśmie sukcesów odnoszonych przez Amélie. Upozowana została na nim na mondaine – kobietę światową, heroinę, władczynię męskich serc. Jej odwrócony profil o charakterystycznym nosie i oczy wpatrzone w dal zdawały się mówić, że jest nieosiągalna. Wizerunek – narcystyczny, trochę arogancki miał wyrażać tak charakterystyczną dla całej Belle époque postawę. Ramiączko sukni, ekstrawagancko zsunięte z ramienia miało wydawać się kuszące. Duże wyzwanie dla artysty stanowiła niezwykła bladość cery Amélie, co wymagało wielu eksperymentów z pigmentami oraz oświetleniem, tak, aby modelka nie przypominała nieboszczyka. Portret swoim nowatorstwem miał sprawić, że oglądający zachwycą się boską muzą, jej śmiałością i elegancją, co ugruntuje jej i tak już mocną pozycję w towarzystwie, a jednocześnie zapewni nieśmiertelną sławę. I zapewnił, chociaż nie w taki sposób, w jaki przewidział artysta i jego modelka. Jak wiadomo, jeśli  mówimy o sukcesie "Madame X" to jest to raczej succès de scandale.
John Singer Sargent, Madame X
1883-1884
Kiedy paryski Salon dobiegł końca, Sargent przemalował nieco portret i
umieścił opadające ramiączko na "właściwym" miejscu


Skandal, jaki wywołał portret, jego bardzo negatywne przyjęcie zarówno przez krytyków jak i publiczność, zaskoczył samego Sargenta i spowodował, że Amélie nie tylko nie ugruntowała swojej pozycji towarzyskiej, ale przez wiele lat odbudowywać musiała to, co już zdołała osiągnąć. Została skazana na życie w cieniu owego portretu, niejako styranizowana przez swój własny wizerunek. Nie sposób uciec tutaj od porównania jej w pewnym sensie do Doriana Graya. 
Portret został okrzyknięty nieprzyzwoitym, obrazoburczym, gorszącym i ...zbyt realistycznym. Paryżanie akceptowali realizm w codziennym życiu, jednak nie byli jego zbytnimi entuzjastami jeśli chodzi o sztukę. Poważnej sztuki nie należało mylić z fotografią, a obraz nie powinien odzwierciedlać, czy nawet w pewien bezpośredni sposób obnażać rzeczywistości.
Dziś możemy tylko uśmiechnąć się z pobłażaniem, że opadające ramiączko może spowodować taki zamęt. Współczesny widz widzi w portrecie Amélie przede wszystkim  piękno z dodatkiem eleganckiego narcyzmu, dekadencką nonszalancję, jak i pewnego ducha epoki, dzisiaj już trącącego nieco "myszką".
Pomimo tak chłodnego przyjęcia wokół obrazu w ciągu wielu lat rozwinął się swego rodzaju kult, a sama Amélie stałą się inspiracją dla projektantów mody. Portret bądź jego wersje często pojawiają się w mediach, wciąż inspirują . Nicole Kidman pozowała do okładki Vogue ubrana w suknię à la Gautreau. Jean Louis przy projektowaniu kostiumów do "Gildy" także inspirował się tą samą czarną suknią.  Poniekąd spełniło się więc jej pragnienie: jest znana, podziwiana, tyle tylko, że występuje niejako incognito, skromnie ukryta pod tajemniczą literką X.
Inny portret Amelie autorstwa Sargenta "Madame Gautreau wznosząca toast",1883
   Kiedy Sargent po raz pierwszy namalował Amelie każde pociągnięcie pędzla świadczyło o jego wielkiej fascynacji swoją modelką.




_______________
źródło inspiracji:
Deborah Davis "Bez ramiączka. John Sargent i upadek madame X", Wydawnictwo Twój Styl Warszawa 2007. Str. 287

_______________

14 komentarzy:

  1. Naprawdę już boję się do Ciebie zaglądać, bo niemal każda recenzja powoduje dziecinne- ja też to chcę przeczytać. Najgorsze, że tytuły nic mi nie mówią i najczęściej nie ma pojęcia, czego się spodziewać. Otwieram dziś czując się bezpieczną, a tu masz babo placek. Książka o malarzu i jego muzie. oprócz książek historycznych, klasyki, biografii, książek z podróżami w treści, uwielbiam książki ze sztuką w tle. Muszę przyznać, iż nie znałam nazwiska malarza w ogóle. A dopiero co zakupiłam Muzeum ciszy. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gosiu - po prostu mamy bardzo zbieżne upodobania :) Skoro nie czytałaś jeszcze o madame X to mam bardzo poważne podejrzenia, że książka przypadnie Ci do gustu. Oprócz tego, że opowiada o malarzu i jego muzie ( nawet kilu muzach, bo w swoim życiu Sargent miał ich kilka m.in.Judith Gautier, która z kolei była "muzą" m.in. Victora Hugo i Wagnera) to bardzo fajnie nakreśla obraz Paryża w XIXw., zwłaszcza ówczesnej bohemy artystycznej. Na książkę trafiłam przypadkiem, o Sargencie też całkiem niewiele wiedziałam,bardzo podobały mi się zawsze jego portrety kobiet - takie pastelowe, wyciszone. W tej galerii można sobie pooglądać wystawę "Kobiety Sargenta" (trzeba troszeczkę stronę przewinąć w dół i od razu mamy obrazy)
      A, jeszcze dodam, że książkę nabyłam w powalającej cenie 2 złociszczy w Matrasie :)

      Usuń
    2. dodam jeszcze,że pod słowami "w tej galerii" kryje się klikalny link, tylko nie zaznaczyło mi go innym kolorem i na pierwszy rzut oka jest niewidoczny

      Usuń
    3. Jakby nie wystarczyło tego, co napisałaś w recenzji piszesz mi jeszcze Paryż w XIX wieku, piszesz Hugo- jakbyś nie wiedziała, że te określenia działają na mnie, jak lep na muchy, kocham i Paryż i Hugo i artystyczną bohemę XIX wieczną.

      Usuń
    4. V.Hugo jest tutaj tylko okazyjnie wspominany, ale o Judith Gautier, poza którą Victor świata nie widział jest nieco więcej informacji. Ech, teraz chętnie poczytałabym o Gautier właśnie, ale wątpię, aby jej biografia ukazała się u nas...

      Usuń
  2. Samej książki pewnie nie tknę, ale cieszę się, że przybliżyłaś nam tę historię.

    OdpowiedzUsuń
  3. Widzę, że ostatnio sięgasz po bardzo konkretne lektury. :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ewo - ostatnio na tapecie głównie biografie :)

      Usuń
  4. Ja podobnie jak Wil stepowy - cieszę się, że mogłam przeczytać o historii portretu i pozującej do niego kobiety, ale po sama książkę raczej nie sięgnę.
    A samo wzburzenie jakie ów portret wywołał - faktycznie dzisiaj może dziwić, ja tam nie widzę nic gorszącego w tym obrazie 8)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie - takie skandale wywoływane jednym opadającym ramiączkiem od sukni - dzisiaj śmieszą, a w XIXw. mogły kompletnie zrujnować życie :)

      Usuń
  5. Książka ciekawa, a nie słyszałam, więc już sobie zapisałam tytułu, acz historia obrazu jest mi znana. Obrazy Sargeta bardzo lubię:) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Odpowiedzi
    1. W portretach kobiet, które malował, zawsze widać jego ogromne do nich uczucie i pasję :) Ja szczególnie lubię cykl "Rosina" malowany na Capri za te cudownie rozmyte pastelowe kolory
      Pozdrawiam cieplutko :)

      Usuń

Każdy komentarz jest dla mnie cenny i bardzo mile widziany, tak więc śmiało zapraszam do dzielenia się ze mną Waszymi myślami i odczuciami :)