poniedziałek, 31 stycznia 2011

Pokój z widokiem


To moje pierwsze spotkanie z Edwardem Morganem Forsterem. Dziś już wiem, że z pewnością nie ostatnie...
Jego "Pokój z widokiem" urzekł mnie przede wszystkim swoim stylem - to taka proza, którą można okreslić słowem "czarująca" albo "elegancka". Sprawia, że przy obcowaniu z nią odczuwamy niewiarygodną przyjemność czytania. Styl przywodzący na myśl słuszne skojarzenia z Jane Austen, ale dla mnie Forster ma ten plus, że jest mężczyzną i pisze tak pieknie o uczuciach, tak wspaniale potrafi przekazać, co czuje dorastająca młoda kobietka, która dopiero poznaje świat relacji damsko-męskich i sama jeszcze dokładnie nie wie, czego się po nim spodziewać.
To pozycja do wielokrotnego odczytywania, powracania, odkrywania wciąż nowych znaczeń. to książka, z którą naprawdę można się zaprzyjaźnić.

Moja ocena: 5/5




A jako że ja bardzo lubię filmowe adaptacje książek - uwielbiam porównywać film i literacki pierwowzór, odkrywać nowe znaczenia, zgadzać się z reżyserem( lub się nie zgadzać ), z jego pomysłami i wizją dzieła, które adaptuje, nie mogę nie odnotować tu cudownego filmu z 1986 roku w reżyserii Jamesa Ivory:



Zarówno książka jak i film są warte tego, aby poświęcić im kawałeczek naszego czasu, aby docenić piękno uczucia, elegancję i styl pisania pana Forstera.

sobota, 29 stycznia 2011

Googleartproject.com

Fantastyczna strona dzięki której wirtualnie zajrzeć można do największych muzeów świata. Wykorzystuje technologię street view. Możemy przechadzać się m.in. po galerii Tate, pałacu w Wersalu, muzeum Van Gogha czy nowojorskiej MoMa.
Po muzeach pospacerować można tutaj.

____________________________________

czwartek, 27 stycznia 2011

Wyprawa na Domarö.


Pierwsze mrugniecie latarni – rodzinna wycieczka Andersa, Cecylii i ich córeczki Mai na skutą lodem wysepkę. Cel – wspaniała latarnia morska.

Drugie mrugniecie latarni - Maja znika – ot, po prostu, dopiero była, pobiegła coś zobaczyć, chwila nieuwagi rodziców i nagle już jej nie ma…Jakby rozpłynęła się w powietrzu. A wokoło tylko lód, lód, lód i żadnej szczeliny w zamarzniętym morzu i żadnego sensownego wytłumaczenia, co stało się z dziewczynką…

Trzecie mrugnięcie latarni – Anders, teraz alkoholik, po przejściach, których nie sposób zapomnieć, wytłumaczyć, porzucony przez żonę, osamotniony postanawia powrócić tam, gdzie wszystko wzięło swój początek. Na wyspę…

I tutaj oczywiście cała historia nabiera rozpędu. Anders postanawia wrócić do swoich korzeni, odkryć wyspę i jej mieszkańców na nowo, szukać swoich starych demonów, ale przede wszystkim – rozwiązać zagadkowe zniknięcie Mai, a przynajmniej postarać się zrozumieć więcej z tego, co przydarzyło się jego córeczce.

To nie jest książka z gatunku tych, po przeczytaniu których będziecie się bali wyłączyć światło w pokoju. Z pewnością nie. Jest to raczej książka z gatunku lekkiego thrillera psychologicznego – dużo tutaj analizy wewnętrznej bohaterów, opisywania ich myśli, ale oczywiście fragmenty przyprawiające o szybsze bicie serca również się zdarzają.
Lindqvist w swojej powieści bardzo umiejętnie oddał świat społeczności ludzi żyjących na wyspie – dosyć hermetyczny, zamknięty dla przybyszów z zewnątrz, nieufny. Ludzi, na których największy wpływ siłą rzeczy ma otaczająca ich ze wszystkich stron woda, z którą żyją w swoistej symbiozie, czy im się to podoba, czy nie. Umiejętnie oddał klimat samego miasteczka, a także zaszczepił w czytelniku odrobinę niepokoju historią, dziwną legendą związaną z przeszłością wyspy. Przeszłością, której konsekwencje mieszkańcy i sama wyspa będzie zmuszona ponieść.

Ogólnie książka jest warta zwrócenia na nią uwagi i chociaż wydaje się, że nazywanie Lindqvista szwedzkim Stephenem Kingiem to zabieg czysto marketingowy i na wyrost, to na pewno jego pisarstwo ma w sobie tę interesującą cechę zasiewania w czytelniku ziarenka niepokoju, czy aby
na pewno na świecie wszystko jest takie, jak nam się wydaje?

Moja ocena 4/5


Wydawca: Amber
Data polskiej premiery : 2010-02-18
Tytuł oryginalny: Människohamn



A to archipelag Roslagen, na którym znajduje się Domarö:

wtorek, 25 stycznia 2011

Jak zostać faworytem do Oscara.

Wystarczy zagrać tak, jak zagrał Colin Firth we wspaniałym filmie "Jak zostać królem", czyli"The King Speech".
W końcu miałam możliwość obejrzenia tego dzieła i jestem pod ogromnym wrażeniem. Tak mało kręci się obecnie filmów w podobnym stylu, pełnym elegancji, bazujących głównie na grze aktorskiej a nie na tonie fajerwerków i wybuchów pirotechnicznych. Z równym powodzeniem film można by przenieść na deski teatralne i scenariusz wcale nie wymagałby wielu poprawek. Na uwagę zasługuje wspaniała kreacja Colina Firtha i już ściskam za niego kciuki za wygraną w Oscarowej gali. Warto też odnotować grę Heleny Bonham Carter - chociaż rola drugoplanowa, nie pozostaje bynajmniej w cieniu, wręcz przeciwnie, uzupełnia obraz i dodaje obrazowi elegancji i wytworności. Wspaniały film. I chociaż niektórzy twierdzą, że trochę nudnawy, ja nie nudziłam się ani minuty. Po prostu - trzeba lubić takie klimaty i filmy ciagnące się swoim niespiesznym tempem. Ja lubię. Bardzo.



Moją uwagę zwróciły przepiękne kapelusze królowej Elżbiety:










czwartek, 20 stycznia 2011

Milczenie nie zawsze jest złotem



„Przerwane milczenie” należy do tych książek, od których, gdy już zaczniemy je czytać, nie możemy się tak łatwo uwolnić. Chcą przez jakiś czas zawładnąć naszym czasem i myślami, sprawiają, że sięgamy po nie w każdej wolnej chwili, dopóki nie doczytamy do ostatniej strony i nie dowiemy się wszystkiego. Jest tu wszystko – morderstwo – jak przystało na prawdziwy kryminał; zagadka do rozwiązania –KTO ZABIŁ? – a do tego naprawdę porządnie nakreślone portrety psychologiczne bohaterów, a to w książkach cenię najbardziej.

O czym jest „Przerwane milczenie?”. Otóż grupka przyjaciół, trzy pary małżeńskie, spotykają się w przepięknym starym domu Stanbury House. Dom znajduje się w hrabstwie Yorkshire, a więc scenografia wprost sielankowa, idealna na wypoczynek – dookoła pola, zielona trawa, pasące się owce, błękitne niebo jak z pocztówki. Przyjaciele od lat spędzają wszystkie wolne od pracy chwile, ferie święta właśnie w tym domu i w tym samym gronie. Pewnego dnia ta sielanka zostanie zakłócona przez makabryczną zbrodnię…

Książka nie jest przewidywalna, jak to się czasami dzieje w przypadku kryminałów , gdzie nie trzeba być Sherlockiem Holmesem, aby domyślić się, kto zabił. Tutaj naprawdę niczego nie możemy być pewni, ja sama podczas czytania miałam kilku podejrzanych, którzy zmieniali się w miarę odkrywania kolejnych tajemnic i wyświetlania nowych okoliczności.

Dla mnie, jak już pisałam, najistotniejszą rzeczą było nakreślenie portretów psychologicznych bohaterów, bo uważam, że zbrodnia jest tutaj dla autorki tylko takim impulsem, punktem wyjścia od którego się wszystko zaczęło, a równocześnie jest też finałem tych wszystkich tragedii, które rozegrały się wcześniej.
Mężczyźni z owego grona przyjaciół znali się od czasów szkoły podstawowej i wydawało by się, że przyjaźń miedzy nimi to przyjaźń na śmierć i życie… Ale im bardziej czytelnik wgłębia się w opowiedzianą historię, tym sprawy zaczynają wyglądać zupełnie inaczej. Co za sekrety kryje w sobie to hermetyczne towarzystwo? Co sprawiło, że mężczyźni są od siebie patologicznie wręcz zależni, dlaczego tak trudno zaakceptować im jakikolwiek sprzeciw wobec tej solidarności i próbę bycia indywidualnością na tle tej jednolitej grupy? Co to za „zmowa milczenia”? Na te pytania czytelnik musi odpowiedzieć sobie sam i gwarantuję, że dochodzenie do sedna, odkrywanie kawałek po kawałku całej sprawy jest naprawdę wciągające.

Książkę oceniam bardzo dobrze i mogę ją z czystym sumieniem polecić wszystkim tym, którzy po lekturze oczekują czegoś więcej, niż tylko dobrej zabawy, sztampowych bohaterów i nieprawdopodobnej fabuły, bo tutaj nie znajdziemy nic z tych rzeczy. Znajdziemy za to naprawdę dobrą powieść przy której nie szkoda upływających nam na czytaniu chwil...

Wydawnictwo: Sonia Draga

Data polskiej premiery: 2009-06-10

Język oryginału: niemiecki

Tytuł oryginału: Am Ende des Schweigen

Moja ocena: 4/5


I na koniec kilka sielankowych widoków hrabstwa Yorkshire:












wtorek, 18 stycznia 2011

Mój pierwszy stosik

Wzorem zwyczaju blogowego - mój styczniowy stosik :)



Trzy pierwsze od dołu - wypożyczone z biblioteki

"Którędy droga" Iana Pearsa z promocji w Matrasie

"Pokój z widokiem" - zakupiona wraz z magazynem "Zwierciadło"

Teraz tylko mieć dużo czasu i czytać czytać czytać :)

Jeszcze o malarstwie


„Notatki z wystawy” to książka niebanalna. Już chociażby z tego powodu, że każdy rozdział zaczyna się krótką notatką w ramce opisującą obraz namalowany przez bohaterkę powieści bądź jakiś przedmiot codziennego użytku przez nią używany, przez co czytelnik ma wrażenie jakby zwiedzał muzeum bądź galerię. Niebanalna jest także główna bohaterka – malarka Rachel Kelly. Jak każdy artysta ma wrażliwą duszę, ale u niej ta wrażliwość przerodziła się w coś innego, tak jakby talent przerósł nią samą a jej obrazy i to, co widzi w swojej głowie zawładnęły do reszty jej umysłem. Cierpi na psychozę maniakalno-depresyjną. Bywają w jej życiu okresy, kiedy dzień łączy się z nocą, to, co rzeczywiste miesza się z wytworami jej imaginacji. Ale bywają też długie okresy szczęścia, kiedy jest sobą i może cieszyć się życiem i swoją rodziną. Właściwa akcja powieści rozpoczyna się od śmierci malarki w jej pracowni i potem sukcesywnie cofamy się w przeszłość, po to, aby wraz z jej rodziną odkrywać kolejne fakty z jej życia. Kim tak naprawdę jest, skąd biorą się te ciemne chwile w jej życiu, kiedy nie potrafi cieszyć się nawet z nowo narodzonego dziecka. Nawet mąż Rachel nie zna całej prawdy o przeszłości żony, tym bardziej, że w tej kwestii zawsze była wyjątkowo tajemnicza…

Patrick Gale stworzył naprawdę interesującą powieść, a w niej swoistą galerię ciekawych charakterów, bo nie tylko Rachel jest tutaj najważniejsza, każde z jej dzieci jest malowniczą i ciekawą osobowością, a zwłaszcza córka Morwenna, która odziedziczyła po matce tą wyjątkową nadwrażliwość i ekscentryczność artystki i kroplę szaleństwa.
Myślę, że warto sięgnąć po tą pozycję, bo jest to nie tylko kolejna opowieść o jakiejś tam malarce, ale naprawdę dobra opowieść .


Wydawnictwo : Nasza Księgarnia

Data polskiej premiery : 2009-10-21

Język oryginału : angielski

Tytuł oryginału : Notes from an Exhibition

Moja ocena : 4/5

sobota, 15 stycznia 2011

Światło i cień


Caravaggio – mistrz światłocienia. Jego obrazy lubię właśnie za tą trudną do opisania atmosferę, za mistrzowską grę głębią i światłem, która potrafi uwypuklić rzeczy ważne a na dalszy plan przesunąć mniej istotne.
Michelangelo Merisi, zwany Caravaggio, to postać ze wszech miar ciekawa i warta poznania - geniusz, który swym kunsztem, pomysłami warsztatem i nowatorskim spojrzeniem na tematykę sakralną wyprzedził swoją epokę, a jednocześnie prowadził autodestrukcyjny tryb życia, odwiedzał karczmy by tam pić,grać w karty i wdawać się w coraz to nowe awantury, pojedynki i bijatyki. Ogarnięty pasją i natchnieniem potrafił pracować bez wytchnienia dniami i nocami, by potem miesiącami nie tknąć pędzla i upijać się w okolicznych tawernach do nieprzytomności. Ukrywając pewną tajemnicę nie miał łatwego życia. Pewien czyn z przeszłości prześladował go już do końca dni. Myślę, że warto sięgnąć po tę książkę i samemu odkryć, co to za tajemnica, a potem otworzyć album malarstwa odnaleźć wszystkie opisane w powieści obrazy i delektować się kunsztem artysty, który z pewnością należy do najbardziej kontrowersyjnych a przez to nietuzinkowych, ciekawych ale i tragicznych postaci historii świata.


Wydawca: Wydawnictwo Książkowe Twój Styl

Data premiery polskiej : 2007-01-19

Język oryginału : niemiecki

Tytuł oryginału : Das Vermächtnis des Caravaggio





Moje ulubione obrazy Caravaggia :

Maria Magdalena pokutująca - najbardziej znane przedstawienie Marii Magdaleny oprócz tej namalowanej przez Tycjana. Symbolicznie porzucony sznur pereł i flakon z perfumami , pochylona głowa, opuszczone ręce. Bardzo liryczne, ciepłe przedstawienie postaci sprawia, że patrzący bezwarunkowo wierzy w nawrócenie grzesznicy.













Marta i Maria Magdalena















Powołanie św. Mateusza - tutaj właśnie widać najlepiej, jak gra światła wpadającego przez okno wydobywa emocje, podkreśla zdziwienie Mateusza a wszystko inne pozostaje w cieniu.

poniedziałek, 10 stycznia 2011

No to zaczynam!

Nareszcie, po długich, baardzo długich walkach wewnętrznych z samą sobą i ja mam prawdziwego, swojego własnego bloga! Zarejestrowałam się na Blogerze już w 2008 roku (!) i do dziś nie napisałam tu ani słówka. Ale teraz to się zmieni, obiecuję solennie!!
Niniejszym mój blog uznaję za otwarty!!!